Pewien krzyż w Małopolsce i związana z nim opowieść

Przed Wami krzyż. Ale nie byle jaki krzyż. Krzyż stojący w Małopolsce, na pograniczu miejscowości Alwernia i Kwaczała, a konkretnie – na Brzezinach. Krzyż, z którym wiąże się historia. Krzyż, który – przynajmniej kiedyś – upamiętniał i przestrzegał.

Po kolei jednak.

W ubiegłą środę na prowadzonych przeze mnie zajęciach z socjologii (pop)kultury poruszaliśmy temat legend miejskich, rozmawiając m.in. o tym, że w przypadku większości tego typu opowieści można prześledzić proces ich ewolucji, w tym wprowadzania nowych elementów i znaczeń, a niekiedy nawet wskazać na autentyczne wydarzenie leżące u ich podstaw.

I tak się jakoś złożyło, że dzisiaj, odwiedzając rodzinne strony, usłyszałem historię, która choć legendą miejską nie jest – bo i rodowód ma starszy, i raczej się już jej nie opowiada – dobrze wpisuje się w ten wzorzec. A przynajmniej sprawia takie wrażenie.

Wróćmy od krzyża.

Krzyż ten nie jest pierwszym krzyżem, który stoi w tym miejscu. Według mojej babci i jednej z jej znajomych, od których po raz pierwszy usłyszałem dziś tę historię, postawiono go w okolicach pierwszej dekady XX wieku, zastępując wcześniejszy, mniej okazały. Teren ten – co wiem już od mojej mamy – część ludzi z okolicy jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku określała mianem „karczmowiska” i „karczmy”. A to dlatego, że krzyż stoi w miejscu, w którym niegdyś stała (czy też: miała stać) karczma.

Historia brzmi zaś mniej więcej tak: kiedyś, jeszcze w XIX wieku, w karczmie urządzono huczną zabawę, a że gości było dużo i, tańcując, mocno uderzali nogami w podłogę, konstrukcja nie wytrzymała i karczma zapadła się – tzn. zwalił się dach, zabijając wszystkich zgromadzonych. Smaczku opowieści dodaje fakt, że zabawa miała rzekomo zostać wyprawiona w Wielki Piątek, co zostało przez pobożnych mieszkańców okolicy zidentyfikowane jako kara Boża.

Moja mama, rocznik 1959, wspominała, że historię tę słyszała w dzieciństwie od swojej babki, lecz nie brała jej na poważnie, zwłaszcza części o karze Bożej. Stwierdziła jednak, że później wiele osób, w tym jej ojciec, mówiło jej, że kiedyś w tym miejscu faktycznie stała karczma, która zawaliła się, więc przynajmniej ta część historii musi być prawdziwa.

Ani moja babcia, ani jej znajoma, a tym bardziej moja mama nie były w stanie określić, kiedy miała wydarzyć się sytuacja opisywana w historii – stwierdziły tylko, że dawno, jeszcze w XIX wieku. Mój pradziadek, urodzony w 1888 roku, widział podobno jakieś nieokreślone „ruiny” karczmy, a jego ojciec powiedział mu, skąd się wzięły. Znajoma mojej babcie, wspominała, że jej teściowa, urodzona w 1886 roku, opowiadało, że wydarzyło się to jeszcze zanim przyszła na świat. Ani moja mama, ani babcia nie były w stanie powiedzieć, czy mój prapradziadek widział karczmę, gdy ta jeszcze stała, czy też opowiadał to, co usłyszał od osób z wcześniejszego pokolenia.

W każdym razie… Nie mam pojęcia, gdzie miałbym szukać informacji o zawaleniu się karczmy w XIX wieku w jednej z małopolskich wiosek, śmiem wręcz przypuszczać, że takie źródło nie istnieje, więc nie nigdy nie dowiem się, czy podobne wydarzenie faktycznie miało miejsce. Wyobrażam sobie to jednak tak, że rzeczywiście istniała tam karczma, która uległa w jakichś okolicznościach zawaleniu i jakieś osoby zginęły, a z biegiem lat nadbudowano wokół tego faktu narrację, dodając kolejne elementy – huczną imprezę, brak ocalałych i piątek, który wraz z upływem czasu przekształcił się w Wielki Piątek.

Rzecz jasna, równie dobrze krzyż może nie mieć nic wspólnego z karczmą, a pospolita nazwa miejsca połączona została z nim dużo później. Może. Ale wtedy nie mielibyśmy tak fajnej historii.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 9 grudnia 2019 roku.

Post Scriptum: W komentarzu pod oryginalnym facebookowym wpisem Rafał Sowiński zwrócił mi uwagę na to, że opowieść musi być znacznie niż sądziłem, ponieważ krzyż widniał już na tzw. mapie Miega z końca XVIII wieku.

Dodaj komentarz