[Wywiad] Wojciech Jama

Jest Pan pomysłodawcą Muzeum Dobranocek, którego znaczna część zasobów pochodzi z Pańskiej prywatnej kolekcji. Kiedy narodził się pomysł otworzenia takiego muzeum i z jakiego powodu zaangażował się Pan w ten projekt?

Muzeum Dobranocek to projekt będący „boczną linią” moich komiksowych zbiorów. W końcu kilku z bohaterów dobranocek – takich jak np. Gąska Balbinka, Gapiszon czy Gucio i Cezar – zaczynało bowiem karierę w historiach obrazkowych, a incydentalnie pojawiały się komiksy z Bolkiem i Lolkiem czy Rumcajsem.

Najpierw były nieliczne pamiątki z mojego dzieciństwa, następnie wyszukiwane na targach staroci wydawnictwa i kolejne zabawki jakie pamiętałem z czasów swojej młodości, później dopiero świadome powiększanie kolekcji.

Kilkakrotnie prezentowałem swoje vernowskie zbiory na wystawach czasowych, między innymi w Śródmiejskim Ośrodku Kultury w Krakowie, Miejskim Muzeum Zabawek w Karpaczu czy Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie. Zbiory dobranockowe nie miały takiej prezentacji, a byłem głęboko przekonany, że w pełni na to zasługują. Stąd też uznałem, że najlepszym i najmniej kłopotliwym do strony organizacyjnej rozwiązaniem będzie stworzenie strony internetowej.

Mój syn opracował przygotowane przeze mnie materiały i pod koniec 2004 roku wystartowała internetowa wersja Muzeum Dobranocek. Już pierwsze miesiące pokazały że warto było podjąć starania uruchomienia witryny. O tym, z jakim odbiorem spotykała się i nadal zresztą spotyka ta wirtualna ekspozycja, najlepiej niech zaświadczą wpisy w „Zeszycie Gości”.

Początkowo muzeum istniało więc jedynie w wersji internetowej. Tradycyjną, fizyczną manifestację, w postaci budynku na ulicy Słowackiego 8 w Rzeszowie, zyskało ono stosunkowo niedawno.

W jaki sposób doszło do tej zmiany?

W styczniu 2006 roku na łamach rzeszowskiego wydania Gazety Wyborczej zaproponowałem podarowanie miastu kolekcji, o ile władze Rzeszowa powołają do życia samorządowe Muzeum Dobranocek. Potem były trzy lata starań, pewne zawirowania związane z tak zwaną „niemocą urzędniczą”, ale koniec końców, dzięki wsparciu mediów, muzeum powstało. W 2008 roku Rada Miasta jednogłośnie powołała do życia Muzeum Dobranocek w Rzeszowie. Oficjalne otwarcie nastąpiło 22 marca 2009 roku. Do tej chwili muzeum odwiedziło już ponad dwadzieścia tysięcy gości.

W internetowej wersji muzeum istnieje kilkanaście sal poświęconych poszczególnym postaciom z różnych animacji. Jak wygląda ekspozycja w jego rzeszowskiej siedzibie?

Przy budowie strony internetowej mogłem zaszaleć i każdy z filmów ma swoją umowną salę. Rzeczywistość nie jest już taka różowa i Muzeum Dobranocek w Rzeszowie dysponuje jedynie dwoma salami ekspozycyjnymi oraz holem. Już na starcie było za ciasno, aby pokazać większość eksponatów, nie mówiąc nawet o ewentualnej organizacji wystaw czasowych. Ale cóż, mam nadzieję że muzeum będzie się rozwijało i prędzej czy później zostanie przeniesione do większego lokalu.

Mówiąc o zbiorach. Jakie są źródła pozyskiwania eksponatów do Muzeum Dobranocek? Wspominał Pan już o targach staroci.

Jak każdy chyba kolekcjoner muszę się wykazać dużą dozą cierpliwości, samozaparcia i konsekwencji. To jest ciągłe poszukiwanie interesujących przedmiotów, zdobywanie wiedzy i jej wykorzystywanie. Prawda jest taka że im więcej wiem na dany temat, tym mam większą świadomość… jak mało wiem.

Jak już wspominałem, pierwsze eksponaty – takie jak książeczki z przygodami Gucia i Cezara – to wydawnictwa pochodzące z czasów mojego dzieciństwa. Reszta, to lata cierpliwych i mozolnych poszukiwań, w których nie obyło się bez pomocy wielu życzliwych osób.

Regularnie wspierają mnie znajomi antykwariusze z Krakowa. Niedawno Oddział dla Dzieci Miejsko-Gminnej Biblioteki Publicznej w Iłży zorganizował akcję zbierania eksponatów dla Muzeum Dobranocek. Jej efektem było pozyskanie 82 przedmiotów, w tym licznych plakatów, książek, kartek pocztowych, breloczków, pierścionków i innych ciekawostek. Teraz, kiedy istnieje już Muzeum Dobranocek w Rzeszowie spotykamy się z życzliwością ludzi, którzy potrafią ofiarować nam swoje osobiste pamiątki.

Pomówmy teraz o Pańskiej kolekcji. Ile znajduje się w niej eksponatów i jakiego są rodzaju?

Obecnie jest to ponad dwa tysiące eksponatów. Ale muszę sprostować i wyraźnie zaznaczyć, iż nie jest to już moja kolekcja. W 2008 roku aktem notarialnym przekazałem kolekcję miastu, po tym jak władze Rzeszowa zobowiązały się do utworzenia samorządowego Muzeum Dobranocek.

Na kolekcję Muzeum Dobranocek składa się zbiór przedmiotów związanych tematycznie z popularnymi, „dobranockowymi” filmami dla dzieci. Zobaczymy tu więc między innymi, opakowania po artykułach spożywczych. Są one ozdobą kolekcji, ponieważ są to rzeczy niezwykle rzadkie i trudne do zdobycia, z tego prostego względu, że zazwyczaj po uporaniu się ze smakowitą zawartością, wędrowały do kosza na śmieci. Należy również pamiętać, że w tamtych czasach powszechnego niedoboru, były to często artykuły, które nie tyle się kupowało, ile… zdobywało, ponieważ popyt często przewyższał podaż.

Mamy tu więc opakowania po gumach balonowych „Bolek i Lolek”, batonikach „Maja”, „Ptyś”, „Wilk i Zając”. Są również artykuły spożywcze i kosmetyczne zachowane w stanie nienaruszonym, zarówno opakowanie jak i oryginalna zawartość: miód sztuczny „Maja”, olejek, szampon i mleczko kosmetyczne z serii „Jacek i Agatka”, mydełka „Jacek i Agatka”, „Ptyś”, „Gąska Balbinka” i inne. Niektóre eksponaty mają ponad czterdzieści lat!

Ponadto na kolekcję składają się liczne zabawki, gry planszowe, losowe i zręcznościowe, karty, gry komputerowe, puzzle, książki, komiksy, roczniki czasopism, programy teatralne, plakaty kinowe i afisze teatralne, przezrocza małoobrazkowe, zestawy slajdów, projektory do wyświetlania przezroczy. Są też walory filatelistyczne jak znaczki, stemple i kartki pocztowe z kadrami z filmów. Oprócz tego przedmioty codziennego użytku, takie jak zegary ścienne, budziki, tacki, talerze i kubki ceramiczne.

Są to przedmioty, które w tamtych czasach były produkowane seryjnie i można je było zakupić w sklepach. Z biegiem lat utraciły już dawno swoją pierwotną funkcję, przyjmując nową. W ten sposób zabawki stały się… zabytkami kultury materialnej.

Gdyby miał Pan wybrać kilka najcenniejszych czy też najciekawszych, okazów, jakimi dysponuje muzeum, które by Pan wymienił? Podczas pierwszej rozmowy jaką mieliśmy okazję przeprowadzić wspominał Pan o oryginalnej kukiełce misia Colargola wykorzystywanej podczas kręcenia animacji.

Najcenniejsze, unikatowe eksponaty, stanowiące o sile kolekcji, podzieliłbym na dwie kategorie. Do pierwszej należą lalki z filmów kukiełkowych, takich jak wspomniany „Miś Colargol”, ale również i Uszatek”, „Plastusiowy pamiętnik”, „Kolorowy świat Pacyka”, „Maurycy i Hawranek”. Drugi rodzaj szczególnie ciekawych okazów to folie z kadrami z filmów rysunkowych „Bolek i Lolek”, „Reksio”, „Porwanie Baltazara Gąbki”, „Miś Kudłatek”.

Odchodząc nieco od tematu samego muzeum. Jaka jest Pana ulubiona animacja, którą darzy Pan największym sentymentem?

Zdecydowanie „Zaczarowany ołówek”. Będąc dzieckiem marzyłem o takim wspaniałym ołówku (śmiech).

Czy osobiste preferencje przekładają się na dobór zasobów muzeum? Czy na pozyskiwanie przedmiotów związanych z ulubionymi animacjami poświęca Pan więcej energii?

Staram się traktować te filmy równo, ale pewne preferencje w zakupach eksponatów oczywiście są. Na pierwszym miejscu przy ewentualnych zakupach lokują się najstarsze filmy i związane z nimi pamiątki.

Zmieniając temat: Proszę powiedzieć, czym Pana zdaniem różnią się współczesne animacje od tych, które oglądaliśmy w przeszłości?

Nie zgadzam się z częstym twierdzeniem że dzisiaj takich animacji już nie ma. Są również wartościowe animacje, jak np. filmy Studia Filmów Animowanych w Poznaniu np. „Len” Joanny Jasińskiej Koronkiewicz, albo „Miś Fantazy” Joanny Sedlaczek i inne. Z tym że czasami trudno zauważyć te ciekawe filmy w zalewającej nas masie bylejakości.

Od jakiegoś czasu w niektórych stacjach telewizyjnych, można zauważyć pewien powrót do naszych klasycznych animacji, które w okresie zachwytu nad animowanymi „produkcyjniakami” z importu poszły w odstawkę. Powinniśmy doceniać dorobek naszych animatorów i promować te animacje w kraju i za granicą. Powinniśmy być z niego… dumni.

Czy uważa Pan zatem, że klasyczne filmy animowane nadal są w stanie zainteresować dzieci? Czy te, wychowujące się w dobie telewizji satelitarnych i Internetu, mogą ekscytować się jeszcze przygodami Koziołka Matołka, Reksia czy Bolka i Lolka?

Te filmy ciągle są atrakcyjne. I tak jak w przypadku Kiwaczka czy Piaskowego Dziadka zainteresowanie wraca po kilkudziesięciu latach nieobecności. Tutaj jest spore pole do popisu dla rodziców, ale odpowiedzialnych rodziców. Dużo prościej jest dać dziecku do ręki pilota od TV i niestety zbyt często się z tego korzysta.

Dziękuję za rozmowę.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach (nieistniejącego już) portalu Netbird.pl.

Tekst pochodzi z 2009 roku.

Dodaj komentarz