Dwa filmy dokumentalne, jakie chciałbym zobaczyć, czyli kilka myśli na marginesie „Wrzuć monetę”.

W ubiegłym roku ostatecznie pogodziłem się z myślą, że nie zdołam przeczytać książek na wszystkie jako tako interesujące mnie tematy, i przerzuciłem się na filmy dokumentalne. Od tego czasu podjąłem ich trochę. Ostatnio – świeżutki Wrzuć monetę (Insert Coint, 2020, Joshua Y. Tsui), poświęcony Midway Games.

Po film sięgnąłem głównie ze względów na dwojaki sentyment – do budek i przyczep (bo zdecydowanie nie salonów) z automatami z lat 90. ubiegłego wieku i serii Mortal Kombat, którą wielbię ze względu na jej turboidiotyczny, miszmaszowy lore (bo, omówmy się, wskażcie franczyzę, poza Tekkenem, która ma głupszy lore).

Nie miałem względem Wrzuć monetę wielkich oczekiwań – ot, żeby mi opowiedzieli, jak pracowano nad kolejnymi grami – więc się nie zawiodłem. Co prawda formuła filmu to typowe gadające głowy, ale raz, że pasuje to do tematu, a dwa, że dokument reklamowano jako „historię mówioną” Midway Games, więc wiadomo było, czego się spodziewać. No, twórcy mogli sobie odpuścić tego Ernesta Cline’a, który nie ma tu nic ciekawego do powiedzenia, ale rozumiem, że stety-niestety jest on obecnie marką, która może kogoś zachęcić do sięgnięcia po film.

Jest więc całkiem OK. Seansu nie żałuję i w ogóle. Ale jednocześnie czuję, że gdzieś tam, w krótkich fragmentach i między wierszami czai się pomysł na znacznie ciekawszy film. A właściwie – na dwa filmy.

Jeden o patologiach ówczesnej branży gamedevowej i ich dziedzictwie. Bo choć trzon filmu stanowi mocno sentymentalna opowieść o firmie, która się w tańcu nie cackała, śmiało przekraczała kolejne granice i dawała klientom to, czego chcieli, w pewnym momencie „mówiona historia” Midway Games skręca – na krótko, ale jednak – w rejony takich praktyk zarządu firmy, jak nastawianie przeciw sobie jej poszczególnych zespołów w myśl zasady, że twórczemu fermentowi bardziej sprzyja rywalizacja niż współpraca między zespołami, konstruowanie i wymuszanie podpisywania przez pracowników kontraktów zabraniających im podejmowania pracy u konkurencji przez rok po opuszczeniu firmy, czy wytaczanie byłym pracownikom procesów, które miały zniechęcić ich potencjalnych pracodawców do ich zatrudnienia. Gdyby taki dokument powstał, jego szwarccharakterem byłby niechybnie Neil Nicastro, wieloletni CEO firmy, który o tych praktykach opowiada bez cienia żenady, raz nawet wkraczając w polski „Jezu komunizm”.

Drugi film, którego potencjał dostrzegłem we Wrzuć monetę to dokument o kulturze salonów gier z lat 80. i 90. XX wieku. Temat ten wybrzmiewa zresztą w filmie mocniej niż wątek patologii branży gamedevowej – jedną z głównym myśli filmu jest wręcz to, że model biznesowy Midway Games doskonale sprawdzał się w realiach salonów z automatami, lecz firma nie potrafiła sobie na dłuższą metę poradzić na rynku konsol do użytku domowego.

A skoro już tak sobie piszę, o czym chciałbym zobaczyć dokumenty, to popuszczę wodzę fantazji. Najbardziej – no, w tym kontekście – chciałbym zobaczyć dokument o polskiej kulturze automatów z lat 90. XX wieku, bo przecież ta miała charakter odmienny od amerykańskiej.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 9 lutego 2021 roku.

Dodaj komentarz