„Get Mean”, czyli spaghetti western z wikingami

Z filmową włoszczyzną mam już tak, że chciałbym pochłaniać masowo, ciągle wpada mi w oko coś nowego, a w pliku „do obejrzenia” mam odnotowaną połowę filmografii większości reżyserów, z których kiedyś wypatrzyłem… kiedy jednak obejrzę jakąś włoszczyznę i już-już mam dać się jej pochłonąć bez reszty, przypominam sobie o innych rzeczach, które chciałbym obejrzeć, przeczytać i obejrzo-przeczytać. Krótko mówiąc – mam braki. Staram się je jednak nadrabiać.

Ferdinando Bali zajmuje na liście „do obejrzenia” dość daleką pozycję – niby połowa jego filmów ciekawie się zapowiada, o części czytałem dobre opinie, ale jego Ślepiec (Il pistolero cieco aka Blindman, 1971) wszedł mi średnio. A że spotkałem się z poglądem, że to jego najlepszy film, niespecjalnie mi się spieszyło do nadrabiania reszty jego filmografii. Choć Pięciu sukinsynów (Cinque figli di cane aka Bootleggers, 1969) kusi bardzo… nie tylko ze względu na George’a Eastmana.

Tak się jednak złożyło, że wczoraj obejrzałem Get Mean* – czwarty film z Tonym Anthonym w roli Nieznajomego. Ponieważ kupiła mnie idea – spaghetti western, w którym bezimienny rewolwerowiec mierzy się z wikingami i ich hiszpańskimi pomagierami (z których jeden jest garbusem namiętnie cytującym Ryszarda III), stając po stronie hiszpańskiej księżniczki wspieranej przez Maurów, sprowadzonych do Hiszpanii w celu jej odbicia z łapsk wikingów. Nie żartuję.

Włoskość tej produkcji jest nieco dyskusyjna, jako że Tony Anthony sam jest tu sobie sterem, żeglarzem, okrętem i wiatrem. No, może sterem, żeglarzem i wiatrem, ponieważ na stanowisku reżysera okrętuje Baldi. Anthony gra jednak główną rolę, produkuje film, a scenariusz powstał na podstawie jego pomysłu. Włosi są więc tutaj przede wszystkim tanią siłą roboczą.

Opis, który zachęcił mnie do obejrzenia filmu, jest z grubsza poprawny – z grubsza, ponieważ Nieznajomy mierzy się nie tyle z wikingami, co niedookreślonymi barbarzyńcami, wyglądającymi na krzyżówkę wikingów, Mongołów, Hunów, amerykańskich traperów i pewnie jeszcze kilku innych kultur przedstawionych w filmach, z których producenci, scenografowie i rekwizytorzy Get Mean dorwali fanty.

Film ewidentnie nie gra jako całość, sceny skaczą jedna po drugiej bez ładu i składu, a główny bohater ma charyzmę nieślubnego dziecka Reba Browna i kłody drewna. Ale – jaka tam jest fantazja! I zdjęcia. Prześliczne. I Lloyd Battista, który wygląda i gra jak Vincent Price skrzyżowany z Alanem Rickmanem.

Wiadomym jest, że historie produkcji filmów bywają niekiedy lepsze niż same filmy, które są tych historii efektem. Oglądając Get Mean, miałem nieodparte wrażenie, że tak właśnie było w tym przypadku. Szkoda, że pewnie nigdy nie poznam tej historii.

* Chciałbym, by kiedyś ktoś dystrybuował ten film w Polsce pod tytułem Czas wkurwu.

Wpis pojawił się na fanpejdżu  2 grudnia 2018 roku.

Dodaj komentarz