Polecanki z Arrow Player, część 1

Groza zdeformowanych ludzi

Chwilę zastanawiałem się, który film z platformy steamingowej Arrow Films polecić Wam jako pierwszy, w końcu uznałem jednak, że najlepiej zacząć z grubej rury i nie biorąc jeńców.

Na platformie dostępne jest sześć filmów w reżyserii Teruo Ishiiego, twórcy w Polsce słabo znanego, zwłaszcza jeśli nie siedzi się głębiej w japońskim kinie gatunkowym czy wręcz kinie eksploatacji. Jeśli nie mieliście wcześniej z tym reżyserem styczności, to przygodę z nim najlepiej zacząć od Grozy zdeformowanych ludzi (Edogawa Ranpo zenshū: Kyōfu kikei ningen aka Horrors of Maloformed Men) z 1969 roku.

Podtytuł filmu „Edogawa Ranpo zenshū” oznacza „Dzieła zebrane Ranpo Edogawy”, co niejako sygnalizuje jego charakter, bowiem powstał on na bazie kilku utworów tego pisarza. Ranpo jest obecnie chyba najbardziej znany jako jeden z ojców japońskiej literatury kryminalnej i detektywistycznej, ale jego utwory z okresu międzywojennego wpisywały się w popularną wówczas estetykę ero guro nansensu (czyli: erotyka, groteska i nonsens) i to właśnie ten aspekt jego twórczości jest najważniejszy z punktu widzenia filmu Ishiiego.

Jeśli miałbym próbować sprzedać komuś ten film jednym zdaniem, to pewnie krążyłoby ono w okolicach: „To japoński horror cielesny z końcówki lat 60. XX wieku”. I zbyt bardzo bym nie kłamał, ponieważ pół godziny od połowy filmu – czyli momentu przybycia głównego bohatera na tajemniczą wyspę – to solidna przebieżka przez body-horrorowe tematy. I właśnie ten aspekt filmu wciąż robi wrażenie (nie tylko ze względu na same pomysły, ale również inscenizację), bo sama intryga kryminalna… no… powiedzmy, że jest, bo jest, choć mogłoby jej nie być (z korzyścią dla filmu).

Jeśli więc wasze zainteresowania krążą w rejonach body-horroru, Ranpo Edogawy i/lub japońskiego kina gatunkowego wchodzącego w rejony eksploatacji, to nie powinniście się zawieść. A nawet jeśli film nie przypadnie Wam do gustu, to jego seans z pewnością i tak będzie ciekawym doświadczeniem.

Na zachętę dodam, że film ma 55 ocen na Filmwebie, więc oglądając go można poczuć się jak pionier(ka) niezbadanych obszarów kinematografii.

„Krwiożercza trylogia”

Druga polecanka z oferty Arrow Player jest hurtową, ponieważ zamiast jednego filmu proponuję Wam od razu trylogię. I to nie byle jaką, bo tzw. krwiożerczą trylogię, znaną również jako „trylogia wampiryczna” Michio Yamamoto.

Ale po kolei. Jak być może wiecie, Japonia nie ma własnej tradycji wampirycznej. To znaczy – jeśli się uprzemy, to w japońskim folklorze znajdziemy istoty, które pod jakimś względem mogą się nam kojarzyć z wampirami, nie odnajdziemy tam jednak bliskiego odpowiednika wampira w takiej postaci, jakiej wyobrażenie ukonstytuowało się w Europie w XVIII i XIX wieku. Tak rozumiany wampir trafił do Japonii za sprawą europejskiej kultury popularnej – literatury i filmu.

I tak na przykład w 1914 roku w Japonii ukazał się przekład Zakochanej śmierci (La Morte Amoureuse) Théophile`a Gautiera, zaś w 1932 Wampira (The Vampyre) Johna Williama Polidoriego, w tym samym roku na japońskie ekrany trafił też film Dracula (1931) w reżyserii Toda Browninga. Prawdziwy przełom w zakresie recepcji europejskiej figury wampira w Japonii nastąpił jednak w latach 50. ubiegłego wieku – w 1956 roku ukazała się tam skrócona wersja „Draculi” Brama Stokera w przekładzie Teiichiego Hiraia (wersję pełną wydano w 1971 roku), zaś w 1958 roku do japońskich kin trafił brytyjski Dracula (1958, Terrence Fisher) wyprodukowany przez wytwórnię Hammer. W późniejszych latach do Japonii trafiały kolejne hammerowskie filmy o Draculi.

I właśnie te produkcje są kluczowe dla trylogii, którą chciałbym Wam polecić – gdyby nie one, ta nigdy by nie powstała. Co prawda pierwszy pełnoprawny japoński film wampiryczny zrealizowano już w 1959 roku, na fali popularności Draculi z 1958 roku – mowa o Wampirzycy (Onna kyūketsuki, 1959, Nobuo Nakagawa) – ale nie został dobrze przyjęty i dziś jest raczej zapomniany. W każdym razie…

W latach 60. ubiegłego wieku wytwórnia Tōhō dostrzegła spadek popularności tradycyjnych japońskich filmów grozy (kaidan eiga), a jednocześnie spore zainteresowanie, jakim cieszyły się „Hammery”. Tak się również złożyło, że Michio Yamamoto, świeżo awansowany na reżysera pracownik tej wytwórni, był prywatnie miłośnikiem „Hammerów” Toteż w 1970 roku zrealizował dla Tōhō inspirowany nimi film Grozy nawiedzonego domu: Krwiożercza lalka (Yūrei yashiki no kyōfu: Chiwosuu ningyō aka The Vampire Doll). Zaczął dość zachowawczo, ponieważ nie był to konwencjonalny film wampiryczny, lecz raczej kaidan eiga stylizowany na hammerowski horror gotycki – wampira w nim nie było, była natomiast atmosfera hammerowskich filmów o Draculi. Film cieszył się na tyle dużym powodzeniem, że w 1971 roku na ekrany trafiła druga odsłona „krwiożerczej trylogii’ – Przeklęty dom: Krwiożercze oczy” (Noroi no yakata: Chiwosuu me aka Lake of Dracula). Tu już wampir nie tylko się pojawiał, ale i był potomkiem Draculi, sama zaś struktura filmu zawierała wyraźne podobieństwa do powieści Stokera i jej filmowych adaptacji. Na kolejną odsłonę trzeba było poczekać dłużej, głównie ze względu na zobowiązania Yamamoto w telewizji, w końcu jednak w 1974 roku miała premierę Krwiożercza róża (Chiwosuu bara aka Evil of Dracula). W tym filmie, dla odmiany, do wampirycznej mitologii wprowadzono fajny element nieobecny w tradycyjnym europejskim wyobrażeniu wampira… Nie będę jednak wrzucał spoilera.

Zdaję sobie sprawę z tego, że mój opis trylogii Yamamoto jest dość ogólnikowy, ale ma to uzasadnienie – filmy te najlepiej ogląda się, nie wiedząc o nich zbyt wiele ponad to, że są inspirowane filmami wytwórni Hammer. Bo spora część przyjemności z ich seansu płynie w wyłapywaniu hammerowskich inspiracji.

Jeśli lubicie „Hammery”, a „krwiożerczej trylogii” nie znacie, to nie powinniście się na niej zawieść. Jeśli z filmami wytwórni Hammer nie mieliście wcześniej styczności, to z pewnością nie wyłapiecie wszystkich smaczków, ale jest szansa, że i tak się Wam spodoba. A jeśli za nimi nie przepadacie, to i trylogia Yamamoto raczej Wam nie przypadnie do gustu, choć seans choć jednego z wchodzących w jej ramy filmów może być dla Was ciekawym doświadczeniem.

Ja tam bardzo lubię, więc polecam.

Wpisy pojawiły się na fanpejdżu 18 i 24 sierpnia 2021 roku.

Dodaj komentarz