Z archiwum złego dziennikarstwa kulturalnego: wPolityce.pl o „Życzeniu śmierci” Briana Garfielda

Być może stracę z tego tytułu kilku śledzących, ale muszę Wam coś wyznać – nie darzę zbyt wielkim szacunkiem dziennikarstwa kulturalnego wPolityce.pl, wSieci.pl i tym podobnych tworów. Poniżej jeden z przykładów, dlaczego tak jest. Najpierw jednak kilka słów wstępu.

Pisząc o szeroko rozumianej kulturze, a głównie o tym pisuję, wyznaję kilka prostych zasad. Nie piszę, o rzeczach, których nie znam – filmach, których nie widziałem, książkach i komiksach, których nie czytałem itp. Jeśli mam o czymś pisać, a w miarę dobrze tego nie pamiętam, odświeżam to sobie. Uprawiam też research, a jeśli przytaczam jakąś informację – weryfikuję ją w źródłach, raczej dwóch lub trzech niż jednym. Między innymi z tego właśnie względu nad tekstami pracuję długo. A i mimo to zdarzają mi się dość kompromitujące pomyłki.

Mam jednak wrażenie, że nie wszyscy trzymają się takich standardów.

Przechodząc do rzeczy. Niedawno naszła mnie ochota odświeżenia sobie Życzenia śmierci (Death Wish, 1974, Michael Winner) z Charlesem Bronsonem i tak jakoś z rozpędu przeczytałem również powtórnie w tramwaju książkę Briana Garfielda, na podstawie której powstał film. Z ciekawości przejrzałem też recenzje nowej wersji filmu z Brucem Willisem. W ten sposób natrafiłem na recenzję autorstwa Łukasza Adamskiego, zamieszczoną na łamach portalu wpolityce.pl.

Tekst Adamskiego to trochę żal, że „producenci obawiali się oskarżeń o łamanie poprawnych politycznie norm i nie docisnęli pedału gazu do końca”, ale też trochę radość, że „to wciąż prawicowy film”, który ma „antyliberalną wymowę” i stanowi odpowiedź „na prawicową kontrrewolucję w kilku krajach zachodniej cywilizacji”. Plus pocisk po hipisach i „śnieżynkach”. Bo czemu nie?

No cóż, recenzent do filmu ma stosunek, jaki ma – takie jego prawo. Moją uwagę na dłużej przykuł jednak ten fragment: „Premiera zbiegła się z kolejną wielką debatą nad prawem do posiadania broni, więc film Rotha zaczął być postrzegany jako Trumpowskie i prawicowe poparcie dla uzbrojenia obywateli. Cóż, taka jest książka Garfielda, czego Hollywood nie mógł ukryć”.

Wygląda na to, że Adamski i ja czytaliśmy różne książki. Życzenie śmierci jest, owszem, prawicowe, antyliberalne, wyrażające poparcie dla dostępu do broni, a nawet – dla wigilantyzmu. Tyle że filmowe, a nie książkowe.

W książce, którą czytałem, poparcie dla prawa do posiadania broni nie wyraża nikt poza pewnym Arizończykiem i bohaterem, który – co wynika zarówno z tekstu książki, jak i wypowiedzi jej autora – przeżył załamanie nerwowe po traumatycznym wydarzeniu. A poglądy bohatera, nawet jeśli mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, nie są tożsame z wymową książki.

W książce, którą czytałem, bohater zastrzelił osiem osób – mężczyznę, który próbował go napaść; człowieka, który próbował okraść pijanego śpiącego na ławce; złodzieja, który schodził po schodach pożarowych ze skradzionym telewizorem; dwóch siedemnastolatków, próbujących okraść zaparkowany samochód, i trzech nastolatków rzucających cegłami w przejeżdżające metro. Nie mam co prawda pewności, czy Garfield nie uważał kiedyś, że splądrowanie samochodu jest przestępstwem zasługującym na karę śmierci, a nastolatki rzucające dla zabawy cegłami w wagony metra bardziej zasługują na kulę niż nadzór kuratorski, ale śmiem przypuszczać, że tak nie było.

W książce, którą czytałem, bohater rozważał zastrzelenie dwóch nastolatków, którzy wsiedli do metra, ponieważ bezczelnie się uśmiechali, jeden z nich czyścił sobie paznokcie scyzorykiem i „widać po nich było, że są szumowinami”. Zrobienie tego w wagonie metra byłoby jednak zbyt ryzykowne, bohater zdecydował więc, że zabije ich tylko, jeśli sami go zaatakują. Nie zaatakowali. Odchodząc, bohater zastanawiał się, czy nastolatkowie wiedzą, jakie szczęście mieli.

W książce, którą czytałem, bohater, zanim zdobył broń, myślał o stojącym na ulicy czarnoskórym mężczyźnie, który uśmiechnął się na jego widok: „Gdybym miał w kieszeni broń, a ty spojrzałbyś na mnie w ten sposób, byłbyś w sporych kłopotach, kolego”.

W końcu wreszcie – autor książki, którą czytałem, przynajmniej kilkukrotnie wyrażał niezadowolenie z tego, że, adaptując jego krytyczną względem wigilantyzmu powieść, filmowcy stworzyli film prowigilantystyczny.

Trudno znaleźć mi inne wytłumaczenie, dlaczego Adamski stwierdza, że książka Garfielda stanowi wyraz prawicowego poparcia dla uzbrojenia obywateli, niż to, że powieści nie przeczytał i bazuje na filmie z Bronsonem.

Pominę już, że autor recenzji używa słowa „ikonograficzna” w znaczeniu „ikoniczna” i nikt na etapie korekty tekstu nie zwrócił na to uwagi. Albo nie. Nie pominę. Adamski pisze: „Znacie tą historię bardzo dobrze. W końcu Charles Bronson zbudował na niej ikonograficzną postać mściciela”.

No, dziennikarstwo kulturalne pierwszej wody.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 7 marca 2019 roku.

Dodaj komentarz