Jak opuściłem pewną grupę facebookową, czyli: Dlaczego o komiksach tak trudno się rozmawia?

Zacznijmy od kadru z pewnego komiksu:

Mam nadzieję, że kadr przykuł Waszą uwagę i zainteresował Was na tyle, że przeczytacie wpis do końca. Bo choć łączy kilka wątków, liczę, że uda (w momencie, gdy to czytacie: udało) mi się przekazać w nim w miarę spójną myśl.

Niedawno dołączyłem do kolejnej grupy komiksowej na Facebooku, skuszony obietnicą, że toczą się na niej dyskusje o poszczególnych komiksach i komiksie w ogóle. Dziś – po bodaj dwóch miesiącach – w końcu ją opuściłem, z czym nosiłem się już od jakiegoś czasu. A to dlatego, że dyskusji było w niej niewiele, a większość zawartości stanowił shelfporn (dla niewtajemniczonych: zdjęcia półek ze swoją kolekcją, w tym przypadku komiksów i obrzeży). A shelfporn mnie nie kręci.

Na odchodne jeszcze raz rzuciłem okiem do regulaminu grupy, w którym przeczytałem:

„Grupa, w której jesteśmy przede wszystkim po to, aby rozmawiać o komiksie i wymieniać się opiniami. […] Chcemy dyskutować, analizować, omawiać komiksy i dzielić się wrażeniami. […] Pamiętajmy też, że jesteśmy w strefie wolnej od polityki. Dyskusje na tematy społeczne i podobne można prowadzić w innych grupach, jest ich dużo”.

Zadumałem się nad tymi zdaniami i doszedłem do wniosku, że dwa pierwsze obiecują to, czego od grupy nie dostałem, dwa kolejne zaś po części tłumaczą, dlaczego tego nie dostałem. I dlatego właśnie są bardziej interesujące.

No bo, kurde bele, to w końcu chcą dyskutować o tych komiksach, czy nie chcą? Nie twierdzę, że nie da się dyskutować o komiksach z pominięciem wątków społecznych. Bo się da. Ale co to za dyskusje?

Z pewnością jestem nieobiektywny, ponieważ w komiksach bardzo interesują mnie kwestie społeczne, polityczne i kulturowe, a to, czy Red Hulk jest silniejszy od Thora i mógłby go pokonać – w tę myśl wkładam całą aparaturę krytyczną, jaką nabyłem przez lata – mam w pompce i koło wuja mi lata. Zaś to, jakie zeszyty wchodzą w skład danego wydania zbiorczego, mogę sobie sprawdzić na Comic Vine.

Nie zrozumcie mnie źle – nie zamierzam nikomu narzucać swoich preferencji odbiorczych, ani twierdzić, że jakiś typ lektury komiksów jest „obiektywnie” lepszy lub gorszy. Niemniej mam wrażenie, że sposób myślenia o komiksach i dyskusjach o nich, jaki wyłania się z tych dwóch zdań regulaminu, jest – zapewne nieuświadomionym – infantylizowaniem medium komiksowego jako niezdolnego do podejmowania tematyki społeczno-politycznej. Infantylizowania – co jest tym smutniejsze – przez samych jego miłośników.

Podzieliłem się tą myślą z kilkoma znajomymi i jeden z nich (a konkretnie Michał Wolski) ciekawie ją rozwinął, wskazując, że może chodzić nawet nie o infantylizowanie medium, ale samych jego odbiorców – „że nie potrafią, boją się lub nie chcą wchodzić w te konteksty, albo nie umieją o tym rozmawiać”.

Była to myśl bardzo ciekawa, w pewnym stopniu pokrywającą się z tą, jaką niedawno tu wyraziłem, przywołując z okazji rozpoczęcia roku szkolnego teksty Marty Kornatowskiej z 1962 roku.

Pisałem wówczas, że polska szkoła – od podstawowej do średniej – nie wykształca ani umiejętności, ani nawyku krytycznej refleksji nad kulturą popularną i interpretowania jej tekstów. I że jest to coś, czego konsumen(ci/tki) popkultury muszą nauczyć się we własnym zakresie. I że skutkuje to dominacją podejścia, w myśl którego kultura popularna to tylko rozrywka i po co drążyć temat, w mniejszym zaś stopniu „głębokimi” analizami w postaci majaków sympatyków Konfabulacji, jak to polityczna poprawność niszczy kino, seriale, komiksy, gry i tak dalej.

Gdy patrzę teraz na dwa ostatnie zdania cytowanego regulaminu, dochodzę do wniosku, że stanowią one doskonały przykład tego podejścia.

A teraz, domykając już wszystkie wątki i wracając do punktu wyjścia – ilustrujący wpis kadr pochodzi z one-shota „Nightwing: Alfred’s Return” z 1995 roku z rysunkami Dicka Giordano do scenariusza niedawno zmarłego Alana Granta. W komiksie tym Nightwing i Alfred powstrzymali spisek brytyjskich arystokratów (w tym diuka-bankiera) przeciwnych Unii Europejskiej, którzy zamierzali wywołać kryzys finansowy i przejąć władzę w Wielkiej Brytanii.

Ciekawie się to czyta z perspektywy pobrexitowej. Z polskiej zaś trudno nie zauważyć, że szwarccharakter mówi trochę Ziobrą, a trochę Konfabulacją.

Ale wiecie – hur, dur, kiedyś w komiksach nie było polityki.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 15 września 2022 roku.

Dodaj komentarz