Polska szkoła okładki okresu transformacji: „Dracula” (plus ociupina autoetnografii)

Polski rynek wydawniczy okresu transformacji był fascynujący. Żałuję, że jak dotąd nie powstała żadna monografia, w której opisano by wszystkie interesujące mnie aspekty tego zjawiska*.

A czego tam nie było! Wysyp publikacji maści wszelakiej. Komercyjna reorientacja rynków prasy i książki**. Firmy będące jednocześnie wydawnictwami, hurtowniami owoców, detalicznymi sprzedawcami sprzętu RTV i bogowie wiedzą, czym jeszcze. Liberalne podejście do idei prawa autorskiego. Tłumaczenia tworzone przez ludzi, którzy języka uczyli się najpewniej z pirackich kaset wideo. No i okładki – polska szkoła okładki okresu transformacji, kontynuująca tradycje polskiej szkoły plakatu w zakresie wywoływania efektu „wow!”.

Jedną z moich najukochańszych okładek z tego okresu jest prezentowana tu okładka Draculi z Oficyny Wydawniczej „Rój” z 1991 roku – pierwszego (niemal) kompletnego polskiego przekładu powieści Brama Stokera (rok wcześniej nakładem wydawnictwa Civis-Press ukazała się wersja skrócona powieści, uzupełniona o Wampira Polidoriego). To czysta poezja polskiej szkoły okładki epoki transformacji. Poezja tym większa, że okładka z treścią książki ma – zgodnie z tradycją polskiej szkoły plakatu – związek dość umowny.

Książkę po raz pierwszy ujrzałem dziecięciem będąc w bibliotece publicznej w mojej rodzinnej miejscowości. Zafascynowany, wypożyczyłem ją. Rzecz jasna – nie przeczytałem, zrezygnowałem po kilkunastu stronach. Wiadomo – XIX-wieczna historia gotycka w formie powieści epistolarnej to rzecz raczej nieprzystająca do wrażliwości dziesięciolatka wychowanego na komiksach o Punisherze, wielokrotnie oglądanej taśmie VHS z Komando (Commando, 1985, Mark L. Lester) ze Schwarzeneggerem i książkach o Conanie z wydawnictwa Alfa. Okładka wryła mi się jednak w pamięć i jest pierwszym obrazem, jaki pojawia się w mojej głowie, gdy słyszę hasło: „okładki książek z lat 90.”.

* Przynajmniej ja się z taką nie spotkałem. Jeśli więc znacie jakąś pozycję tego typu, byłbym wdzięczny za namiary.

** Przypominam, że w 1994 roku nakładem wydawnictwa Opus ukazały się Dzieci smoka Andrzeja Kołodyńskiego – prawdopodobnie jedyna książka na świecie, w której znalazł się rozdział poświęcony w całości Lonrenzowi Lamasowi.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 29 maja 2018 roku.

Dodaj komentarz