„Bogusław Polch. Retrospektywa”

Do Jeleniej Góry mam rzut beretem. No, metaforycznie, bo przy sprzyjających połączeniach nieco ponad dwie godziny pociągiem. I właśnie ta bliskość sprawiła, paradoksalnie, że, choć chciałem, nie wybrałem się na wystawę Bogusław Polch. Retrospektywa zorganizowaną przez Biuro Wystaw Artystycznych w Jeleniej Górze. Mówiłem sobie, że jest jeszcze sporo czasu, że mam blisko, że podjadę w wolnej chwili. I tak oto, nim się obejrzałem, było już po wystawie.

Kiedy więc otrzymałem z jeleniogórskiego BWA zapytanie, czy byłbym zainteresowany egzemplarzem recenzenckim katalogu wystawy, ucieszyłem się, uznając, że jest to jakaś – ułomna, bo ułomna, ale jednak – forma zapoznania się z tą inicjatywą. A może nawet – pomyślałem – będzie to dla mnie motywator, by wybrać się na tę wystawę do innego miasta. Bowiem, jak mi przekazano, ta wkrótce ruszy w trasę po oddziałach BWA – od 20 kwietnia do 21 maja będzie można oglądać ją w Rzeszowie, od 16 czerwca do 7 sierpnia w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w 2024 roku w dwóch innych, jeszcze nieujawnionych, miastach.

Skoro wstęp zrobiłem przydługi, to na pytanie sygnalizowane w akapicie wyżej odpowiem krótkopiłkowo. Czy katalog zachęcił mnie do tego, by spróbować zajrzeć na tę wystawę w innym mieście? Tak.

Oczywistym jest, że na tę odpowiedź wpływa to, że serie „Ekspedycja” i „Funky Koval” zwyczajnie lubię, a w przypadku „Wiedźmina” walczą we mnie dwa wilki, zwykle jednak przeważa ten, który kąsa nostalgią. Niemniej, obraz wystawy, jaki wyłania się z katalogu, wskazuje, że nie była ona szyta z byle czego i na odczep się, jak – nie przymierzając –  wydawnictwa PolishComicArt. Spora część prezentowanych na niej eksponatów to rzeczy, które chciałbym zobaczyć na żywo.

Serie „Ekspedycja”, „Funky Koval” i „Wiedźmin” wyróżniłem nie tylko ze względu na to, że z dorobku Polcha to właśnie je (plus szorciak Spotkanie) lubię najbardziej, ale też dlatego, że – na co zresztą wskazuje we wstępie do katalogu kurator wystawy, Piotr Machłajewski – to właśnie one stanowią trzon wystawy. Znajduje to odbicie w katalogu, zarówno w zawartych w nim reprodukcjach eksponatów, jak i tekstach. Tym drugim poświęcę więcej uwagi dalej, tu zaś przedstawię Wam szczegółowy wykaz materiałów graficznych zawartych w katalogu. Nie spotkałem się z nim w żadnym z opisów katalogu, które wcześniej widziałem, a sądzę, że może on pomóc Wam podjąć decyzję, czy warto spróbować odwiedzić kolejne odsłony wystawy w innych miastach.

Katalog zawiera 48 stron, na papierze kredowym, z reprodukcjami części prezentowanych na wystawie eksponatów. Dwie pierwsze zawierają całość (12 pasków, 37 kadrów) pierwszego opublikowanego komiksu Polcha – Wyprawy via kosmos, która po raz pierwszy ukazała się w 1959 roku na łamach „Korespondenta Wszędobylskiego”. Na następnej stronie znajduje się nieukończona pierwotna wersja planszy z komisu „Złoty” Mauritius z serii „Kapitan Żbik”. Kolejne osiem stron to plansze z serii „Ekspedycja” – po jednej z każdego z ośmiu albumów. Dalej znajduje się rzecz ciekawsza pod względem edytorskim, bowiem w przypadku serii „Funky Koval” w katalogu znalazły się zestawienia całostronicowych plansz w czerni i bieli i ich blaudruków – po jednym zestawie dla każdego ze składających się na serię albumów. Zestawienia plansz i blaudruków przygotowano również dla komiksów o Janie Tennerze (dwa zestawienia na czterech stronach) i Wiedźminie (sześć zestawień na dwunastu stronach, po jednym dla każdego albumu). Ponadto w katalogu znalazły się reprodukcje projektów postaci Wiedźmina i innych elementów jego komiksowej inkarnacji, okładek trzech albumów z tej serii oraz okładek książek Andrzeja Sapkowskiego, w tym dwa odrzucone projekty – do Chrztu ognia i Pani Jeziora. Jest więc co oglądać.

W moim odczuciu jednak to nie reprodukcje eksponatów stanowią o sile wydanego przez BWA katalogu. Przynajmniej nie jako publikacji samostojącej. Te, owszem, mogą zachęcić do zajrzenia na wystawę, ale to zawarte w katalogu teksty sprawiają, że będzie warto po niego sięgać jeszcze długo po tym, jak wystawa stanie się pieśnią przeszłości.

Wydawnictwo to jest trzecią na polskim rynku publikacją poświęconą w całości Polchowi. W 2009 roku nakładem Stowarzyszenia Twórców „Contur” ukazał się Kontrakt rysownika, czyli komiksowy żywot Bogusława Polcha – wywiad-rzeka przeprowadzony z rysownikiem przez Kamila Śmiałkowskiego. No, może bardziej adekwatnym określeniem byłoby „wywiad-rzeczka”, bowiem publikacja ma niespełna 50 stron, z czego blisko połowę zajmują ilustracje. Mimo niewielkiej objętości jest to pozycja ważna, stanowiąca cenne źródło wypowiedzi Polcha, często przywoływana – także w celach polemicznych – w innych publikacjach, w tym w omawianym tu katalogu. Pod koniec 2022 roku wydawnictwo Novae Res wprowadziło do sprzedaży książkę Polch. Kowal od komiksów autorstwa Daniela Koziarskiego i Wojciecha Obremskiego. Ta pozycja, dla odmiany, liczy ponad 300 stron, ale w niej także sporo miejsca zajmują materiały graficzne, w tym fotografie z archiwum rodziny Polcha, poza tym pod względem edytorskim jest to szkoła sztucznego podbijanie objętości książki. Monografia Koziarskiego i Obremskiego stanowi połączenie biografii (z pewnymi ambicjami krytycznymi) z publikacją wspominkową.

Bogusław Polch. Retrospektywa to jeszcze inne podejście do postaci i twórczości Polcha. Tym razem bowiem – pomijając cele związane z promocją oraz udokumentowaniem wystawy – mamy do czynienia z tomem tekstów o charakterze publicystycznym, publicystyczno-akademickim i wspomnieniowym, autorstwa zarówno osób z Polski, jak i z zagranicy. Stronę polską reprezentują głównie – to znaczy: poza sekcją wspomnieniową – postaci związane z akademickim podejściem do komiksu (choć nie ograniczające się do niego). Raczej też te, których można było spodziewać się po tego typu publikacji – Wojciech Birek, Adam Rusek, Jerzy Szyłak, Michał Traczyk. Stanowi to pewien gwarant jakości, aczkolwiek ja chętnie przeczytałbym jakiś tekst na temat Polcha pisany z perspektywy młodszej osoby. Żeby była jasność – młodszej także ode mnie, bo sam jestem obciążony wspomnieniami z czasów, gdy przynajmniej niektóre komiksy z rysunkami Polcha ukazywały się po raz pierwszy. A co za tym idzie – także jakąś formą sentymentu do nich. Chciałbym więc poznać opinie osób, które podchodziłyby do tych komiksów na zasadzie czystej karty. Ale dajmy spokój myślom o tym, co mogłoby być, i wróćmy do tego, co jest. A są te teksty, które są. I są one zróżnicowane, do czego jeszcze wrócę. I w większości na wysokim poziomie. Poza jednym, który jest fatalny. Zanim jednak napiszę o tym coś więcej, z kronikarskiego obowiązku odnotuję, jak wygląda struktura tej publikacji.

A wygląda tak, że katalog dzieli się na dwie, z grubsza równe części – z reprodukcjami prezentowanych na wystawie eksponatów i z teksami. Z grubsza, bo stron z tekstem jest nieco więcej – 58, nie licząc tytułowej i redakcyjnej. Katalog rozpoczyna zwięzła, jednostronicowa przedmowa wspominanego już Piotra Machłajewskiego, kuratora wystawy. Następnie jest pięciostronicowe kalendarium życia i twórczości Polcha opracowane przez Machłajewskiego i Ruska. Później wchodzi polskie mięso – Birek omawia wczesne komiksy Polcha, od próbek w „Korespondencie Wszędobylskim”, przez Żbiki, po Spotkanie z „Relaxu” (8 stron), Rusek kreśli historię zagranicznych projektów Polcha od „Ekspedycji” po Upadek bożków w ramach antologii Durburch (Przełom) z 1990 roku (6 stron), Szyłak opisuje współpracę Polcha z Maciejem Parowskim (6 stron), a Traczyk rekonstruuje polską recepcję komiksów Bogusława Polcha (5 stron). Następnie wkracza zagranica. Zaczyna się od tekstu Floriana Rubisa o… właściwie to nie wiem, o czym, choć mam wrażenie, że głównie o ego Rubisa. Później jest o wiele lepiej, bo Antal Bayer i József Sváb piszą o polskich komiksach na Węgrzech przed 1989 rokiem, w tym o tamtejszej edycji „Funky’ego Kovala”, a Tomáš Prokůpek o czesko- i słowackojęzycznych wydaniach komiksów Polcha. Partię tę wieńczy dwunastostronicowa sekcja wspominkowa. Warto odnotować, że od analogicznej sekcji w książce „Polch. Kowal od komiksów” różni ją to, że, o ile Kozierski i Obremski zawarli w niej także wypowiedzi osób związanych z Polchem prywatnie (m.in. jego córek, Pauliny Kędziory i Patrycji Polch-Lizukow, jego brata – Ewarysta Zygmunta Polcha, Tomasza Piątkowskiego, jego przyjaciela, czy Jadwigi i Piotra Strupieniuków, jego sąsiadów), o tyle w katalogu towarzyszącym wystawie zawarto wyłącznie wspomnienia osób związanych z nim zawodowo – są to Andrzej Sapkowski, Grzegorz Rosiński, Ryszard Siwanowicz, Zbigniew Kasprzak, Krzysztof Gawronkiewicz, Waldemar Czerniszewski, Krzysztof Lipka-Chudzik, Tomasz Tomaszewski, Przemysław Truściński i Przemysław Bogdanowicz. Wynika to, jak sądzę, z odmiennych koncepcji publikacji. Która z nich jest lepsza? Przyznam, że nie mam zdania.

Wspominałem już, że teksty zawarte w katalogu są zróżnicowane. Nie chodzi mi przy tym wyłącznie o różnice gatunkowe czy w zakresie przyjętej przez autorów optyki, choć te są widoczne – Birek w swym tekście uprawia przede wszystkim analizę formalną, Traczyk porusza się na gruncie badań recepcji, zaś u Ruska wkracza perspektywa transnarodowa. Mam tu na myśli przede wszystkim specyficzną wielogłosowość – której jestem fanem – zarówno w relacji między autorami poszczególnych tekstów, jak i nimi i samym Polchem.

Ta druga dotyczy tak różnic w relacjonowaniu okoliczności rozpoczęcia przez Polcha prac nad „Ekspedycją” pomiędzy nim i Grzegorzem Rosińskim, jak i stosunku do Ericha von Dänikena między Polchiem i Ruskiem. Dla osób choć minimalnie zaznajomionych z wypowiedziami Polcha na temat twórczości Dänikena nie jest wiedzą tajemną, że rysownik podchodził do nich – a przynajmniej tak deklarował – na poważnie. W wywiadach z nim można znaleźć sporo wypowiedzi, takich jak ta, udzielona w 2015 roku w rozmowie z Łukaszem Chmielewskim dla portalu Gazeta.pl (przywoływana zresztą w katalogu przez Ruska):

Odpowiadają mi jego racjonalne wyjaśnienia. Mimo że nie ma wykształcenia specjalistycznego, to jego tłumaczenie znaczenia artefaktów czy wydarzeń ze starożytności jest bardziej przekonujące od oficjalnych. Podobają mi się pytania, jakie stawia nauce. […] Wizje daenikenowskie mogą […] niedługo okazać się jeszcze bardziej zdumiewające i przerażające dla nauki i wiary – mogą zachwiać ich podstawami.

Cóż. Mnie bliżej do poglądu na temat twórczości Dänikena, który wyraził niegdyś mój kolega, że ta cała opiera się na rasistowskim założeniu, że nie-biały człowiek nie ogarnąłby budowy piramid. Dlatego z pewną satysfakcją odnotowałem, że Rusek, gdy pisze o Dänikenie, używa takich określeń, jak „szwajcarski dziennikarz”, „gorliwy orędownika tezy o pozaziemskim pochodzeniu cywilizacji ludzkiej” i „pomysłowy szwajcarski publicysta”. Być może nadinterpretuję, ale Rusek wydaje mi się nieco krygować, jednocześnie wbijając subtelne szpilki w Dänikena.

Wielogłosowość w ramach zawartych w katalogu tekstów ciekawie wybrzmiewa między wstępem Machłajewskiego i tekstem Szyłaka. To jednak wymaga krótkiego wprowadzenia. Otóż – bardzo, ale to bardzo, irytuje mnie bezkrytyczna nostalgia za polskim komiksem z epoki PRL-u, a jeszcze bardziej praktyka biznesowa, którą określam mianem peerelsploitation, której skrajnym przykładem są Batushki polskiego komiksowa, czyli „Relaxy”. Kiedy więc we wstępie Machłajewskiego przeczytałem takie zdania: „Jego komiksy czytali w Polsce wszyscy miłośnicy gatunku. Maciej Parowski miał pełną świadomość , że taka sytuacja już się nie powtórzy. Współcześnie gwiazdy komiksu nie świecą już tak mocno, jak te z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych XX wieku”, w głowie zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Nie wiem, czy takie faktycznie były intencje kuratora wystawy – pewnie nie – ale skojarzyłem je z tymi wszystkimi kiedyś-to-byłowymi narracjami o polskim komiksie, co to skończył się na początku III RP, i pomyślałem: „No, ciekawie to brzmi w kontekście tego, jak Polch poradził sobie w wolnorynkowych warunkach Polski lat 90. XX wieku”. Wyobrażacie sobie więc pewnie, jaka była moja satysfakcja, gdy w tekście Szyłaka przeczytałem wyłożoną otwarcie myśl: „W latach siedemdziesiątych, zwanych Złotym Wiekiem polskiego komiksu, nasi rodzimi rysownicy nie musieli walczyć z konkurencją w postaci komiksów zachodnich”.

A skoro już o peerelsploitation mowa, łza wzruszenia spłynęła mi po policzku, gdy w tekście Traczyka przeczytałem, że niedawno Wyprawa via kosmos ukazała się „na łamach jednej z dostępnych mutacji (wydawcy woleliby zapewne określenie: kontynuacji) »Relaxu«”. Choć sam w miejsce „mutacji” wstawiłbym „eksploatacji marki”, doceniłem ten przytyk tak bardzo, że jestem w stanie wybaczyć Traczykowi te długaśne zdania, które redakcja katalogu powinna była ciąć, jak – uwaga, nadciąga boomerski żart! – Szyszko polskie lasy. Naprawdę, niekiedy czytając ten tekst, musiałem sobie mentalnie rozrysowywać strukturę zdania, by zrozumieć, o co w nim chodzi. Przykład? Proszę:

Podczas gdy, sceptycznie podchodzący do całego cyklu Adam Rusek („Lubili go” – mówił o młodych czytelnikach), zauważał merytorycznie: „Artysta zmienił wygląd głównego bohatera: dodał mu modną fryzurę i długie baczki, ubrał go w modne koszule, krawaty, dobre buty, wyposażył też w nieregulaminową broń – amerykański rewolwer colt” – Stanisław Barańczak (wpierw nieoficjalnie, w drugim obiegu, później już w sposób otwarty) naigrywał się z tego faktu: „postacie, zwłaszcza pozytywne, reprezentują tu najnowszy wzorzec mody i urody, jaki udało się nam zaobserwować w żurnalu Men’s Taylor 1969 w czasie ostatniej wizyty u krawca”, co ciekawe – naigrywał się, w swoich docinkach spotykając się, niekoniecznie zamierzenie, z redaktorkami cyklu, niezadowolonymi z przemiany, jaką Żbik przeszedł w zeszytach przygotowanych przez Polcha.

Poza nieprzystopowaniem Traczyka w konstruowaniu tego typu zdań, do redakcji katalogu nie mam większych zastrzeżeń. Mój główny zarzut dotyczy, jak sądzę, problemu bardziej natury koncepcyjnej niż redakcyjnej. Pora szerzej odnieść się do słonia w pokoju, czyli tekstu Rubisa. Nie wiem, w jakich okolicznościach trafił on do katalogu. Być może Machłajewski poprosił Rubisa o napisanie czegoś ze względu na współpracę przy innych projektach, a gdy zobaczył, co ten dostarczył, zmarszczył czoło, westchnął i stwierdził, że teraz nie wypada go odrzucić. Po prawdzie jest to jedyne racjonalne wyjaśnienie, jakie przychodzi mi do głowy.

Jak wspomniałem, nie wiem, o czym jest ten tekst. Nosi on tytuł Wiedźmin i Funky Koval rysowane przez Bogusława Polcha w oczach Zachodu i chyba w założeniach miał stanowić próbę oceny tych dwóch serii komiksowych z perspektywy frankofońskiego czytelnika. Jeśli tak było, to trochę zazdroszczę Rubisowi samooceny, pozwalającej mu na postawienie znaku równości między słowami „w oczach Zachodu” i w „w oczach Floriana Rubisa”. Właściwie to mam wrażenie, co już sygnalizowałem, że ten tekst służy głównie masowaniu ego przez autora, który nader chętnie pisze o sobie, ale raczej nie w ten konstruktywny sposób, który ujawnia indywidualną optykę na tekst kultury, problematyzuje ją i próbuje przepracować. Odniosłem też wrażenie, że Rubis nie bardzo wiedział, co mógłby o tym całym Polchu i jego komiksach napisać, więc napisał o wszystkim, co w danym momencie przyszło mu do głowy, posiłkując się partiami swoich wcześniejszych tekstów i prelekcji na inne tematy. Nie mam co prawda pewności, że tak było, ale dawno już nie czytałem tak męczącego, pseudo-erudycyjnego strumienia świadomości, w którym całe akapity wydają się służyć wyłącznie rozciągnięciu tekstu (który ma dziesięć stron i jest najdłuższym w całej publikacji) i zademonstrowaniu wiedzy na tematy peryferyjne względem głównego zagadnienia. Myślicie, że przesadzam? No to spójrzcie:

Może wydawać się paradoksem, że nawet fani fantasy często mają tylko częściowa wiedzę o jej pochodzeniu, historii i wielu obliczach. Fantasy zyskała popularność dzięki ludziom, którzy stali się ikonami amerykańskich magazynów lat dziewięćdziesiątych XX wieku w rodzaju „Weird Tales”, zwanych pulpowymi z racji ich publikacji na marnej jakości papierze uzyskanym z pulpy. Te z kolei wywodziły się z dawnych dime novels, tanich wydawnictw, nazywanych tak od potocznego określenia monety dziesięciocentowej. Pośród ich autorów byli neurasteniczny Teksańczyk Robert E. Howard, twórca postaci Conana Barbarzyńczy, której popularność zwiększył Arnold Schwarzenegger, oraz Howard P. Lovecraft, samotnik z Nowej Anglii, twórca Necronomiconu (i temat eseju Michaela Houellebecqua).

Tak wygląda spora część akapitów. Nawet jeśli w tekście gdzieś pojawiają się jakieś mniej lub bardziej interesujące myśli dotyczące komiksów Polcha, giną pod naporem takich bryków z historii fantastyki i skojarzeń z niemal wszystkimi obszarami współczesnej popkultury, które pozwalają autorowi wiązać Wiedźmina m.in. z X-Men i Katsuhiro Ōtomo. Licząc się z tym, że ktoś może mi zarzucić, iż krytykuję Rubisa za nadmierne pisanie o sobie, a sam to robię, muszę zaznaczyć, że zdarzało mi się redagować publikacje zbiorowe, konsultować ich zawartość oraz pisać recenzje naukowe. I gdybym dostał w ręce taki tekst, to jako redaktor bym go nie przepuścił, zaś jako recenzent ocenił jako niepublikowalny i zasugerował jego odrzucenie.

Być może niepotrzebnie tak rozpisałem się o tekście Rubisa, ale musiałem odreagować to, że przedzieraniu się przez niego towarzyszył mi niemal fizyczny ból. Tak samo jednak muszę zaznaczyć, że jest to jedyna część katalogu tak wyraźnie odstająca na minus. Pozostałe teksty zagraniczne są zwięzłe, a przy tym wysoce informacyjne. Niespełna dwie strony poświęcone Węgrom wystarczą, by Bayer wymienił polskie komiksy wydane tam przed 1989 rokiem, a Sváb napisał coś więcej o tamtejszym wydaniu „Funky’ego Kovala”, swych młodzieńczych wrażeniach z lektury tego komiksu, a także ocenił go ze współczesnej perspektywy. Sporo ciekawych informacji i spostrzeżeń dostarcza też trzystronicowy tekst Prokůpka, którego dodatkowym atutem jest intelektualna uczciwość autora, piszącego z perspektywy czasu: „Należy szczerze przyznać, że twórczość Polcha nie pozostawiła żadnego znaczącego śladu na obszarze byłej Czechosłowacji”. Z chęcią przeczytałbym podobne krótkie teksty autorów z innych państw, w których ukazały się komiksy rysowane przez Polcha, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że byłoby to trudne do zorganizowania.

Z tekstów polskich autorów najbardziej przypadła mi do gustu, jak określa ją w tytule sam autor, „opowieść plotkarska” Ruska, poświęcona zagranicznym projektom Polcha. Wynika to z kilku względów. Przede wszystkim, choć wiem, że są osoby uważające go za nudny, cenię sobie sposób pisania Ruska, bliski temu, do czego sam dążę w ramach swojej aktywności akademickiej – skrupulatny, obudowany źródłami, wyraźnie oddzielający sfery faktów i spekulacji. Ponadto ostatnimi czasy coraz głębiej wsiąkam w badania nad kulturą popularną prowadzone w kluczu transnarodowym, więc nie ma nic dziwnego w tym, że na tym etapie życia bardziej przemawia do mnie ten właśnie tekst niż choćby – również rzeczowy – Birka. W końcu zaś – Rusek próbuje udzielić odpowiedzi na nurtujące mnie od dawna pytanie o faktyczną popularność „Ekspedycji” na rynkach zagranicznych. A robi to z właściwą sobie skrupulatnością, m.in. sięgając po archiwalne niemieckie czasopisma i zestawiając ze sobą sprzeczne wypowiedzi Polcha.

Konkludując, bo trochę mnie poniosło z objętością tekstu – katalog zachęcił mnie do tego, by spróbować załapać się na jedną z nadchodzących edycji wystawy w innych miastach, przede wszystkim jednak, za sprawą zawartych w nim tekstów (poza jednym), jest publikacją, po którą warto sięgnąć jako stojące na własnych nogach wydawnictwo. Przypuszczam, że w przyszłości będzie jednym z ważniejszych źródeł dla kolejnych prac poświęconych Polchowi. Polecam. A jeleniogórskiemu BWA dziękuję za egzemplarz recenzencki.

Dodaj komentarz