[Recenzja] „Kajtek i Koko: Poszukiwany Zyg-Zak”

Gdyby na początku lat 90. ubiegłego wieku przeprowadzić uliczny sondaż i zapytać losowo wybrane osoby o to, z czym kojarzy im się słowo „komiks”, większość odpowiedzi krążyłaby zapewne wokół postaci Janusza Christy. Może niewielu potrafiłoby zidentyfikować go z imienia i nazwiska, spora część zagabywanych miałaby też trudności z przypomnieniem sobie imion stworzonych przez niego bohaterów, niemal każdy jednak przywołałby z zakamarków pamięci obraz dwóch wojów, broniących swego grodu przed zakusami niecnych zbójcerzy. Przygody Kajka i Kokosza oddziaływały na wyobraźnię kilku pokoleń Polaków jeszcze długo po 1990 roku, kiedy to ukazał się ostatni poświęcony im album. Trudno się temu dziwić, wszak jest to szczytowe osiągnięcie Christy – komiks, w którym każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Najmłodsi odnaleźli w nim bajkowy świat i slapstickowy humor, starsi pierwszorzędny humor słowny i sytuacyjny, ukraszone domieszką absurdu, najstarsi zaś zrywali boki ze śmiechu odkrywając – z każdym albumem coraz gęściejsze – nawiązania do socjalistycznych realiów.

Nim jednak rysownik stworzył swe największe dzieło, za które zresztą został uhonorowany medalem Gloria Artis, przez długie lata doskonalił swój warsztat tworząc krótkie historyjki opowiadające o perypetiach protoplastów Kajka i Kokosza. Dwaj współcześni marynarze – Kajtek i Koko – przez wiele lat gościli na łamach „Wieczoru Wybrzeża” w formie komiksowych „pasków”, utrzymanych bądź to w stylistyce humorystyczno-detektywistycznej, bądź też humorystyczno-fantastycznej. Paski te, będące solidnym kawałkiem historii polskiego komiksu, stanowią dziś istne białe kruki i ozdobę nielicznych kolekcji. Od kilku lat wydawnictwo Egmont dokłada jednak starań, by wczesne prace Christy stały się dostępne dla każdego miłośnika obrazkowych opowieści.

Kajtek i Koko: Poszukiwany Zygzak to siódmy już tom zbiorczych wydań komiksów Christy, jakie powstały nim powołał on do życia postaci dwóch dzielnych wojów. Tym razem czytelnicy mają okazję cofnąć się w czasie do samych początków, kiedy to nie tylko Kokosz, ale nawet Koko nie zrodził się jeszcze w umyśle rysownika, zaś czytelnikom „Wieczoru Wybrzeża” czas umilał sam Kajtek.

W tomie zebrano trzy z czterech pierwszych dłuższych opowieści o przygodach Kajtka-Majtka. Co symptomatyczne dla całej późniejszej twórczości Christy, poszczególne historie prezentują sporą rozpiętość gatunkową. I tak, Latający Holender jest komiksem marynistyczno-przygodowym, Profesor Kosmosik i Marsjanie to klasyczne science-fiction, zaś Poszukiwany Zyg-Zak porusza się w estetyce klasycznego kryminału. Oczywiście wszystko to podporządkowane jest humorowi, będącemu – na równi z bohaterem – ogniwem scalającym wszystkie opowieści. Christa od początki do końca tworzył bowiem komiks humorystyczny, sięgając jedynie po gatunkową konwencję, gatunkowe wymogi traktując z przymrużeniem oka i sporym dystansem.

Największym atutem albumu jest to, że umożliwia on prześledzenie jego stopniowej ewolucji zarówno jako rysownika jak i scenarzysty. Poszczególne historie zebrane w tomie powstawały w ciągu trzech lat – od września roku 1958 roku do lipca roku 1961. Kajtek z Latającego Holendra niemal w żadnym stopniu nie przypomina Kajtka z Poszukiwanego Zyg-Zaka. Choć jej zapowiedź można dostrzec i w opowieści drugiej (co prawda w większym stopniu w postaci profesora Kosmosika niż samego Kajtka), charakterystyczna kreska artysty pojawia się dopiero w historii zamykającej tom. Również i pod względem narracyjnym postęp, jaki w tak krótkim czasie dokonał się u Christy, może budzić jedynie podziw. O ile w dwóch pierwszych komiksach związek pomiędzy poszczególnymi paskami zachowany jest na ogólnej płaszczyźnie fabularnej, poszczególne pomysły i rozwiązania wprowadzane są ze strony na stronę, Poszukiwany Zyg-Zak stanowi kompleksową opowieść, która sprawia wrażenie, że została przygotowana na potrzeby samodzielnego albumu, nie zaś w formie dodatku do gazet.

Siódma odsłona dzieł zebranych Christy to wydawnictwo, po które miłośnicy komiksu sięgną na pewno, choćby ze względu na to, że jest ono doskonałym dokumentem rozwoju tego medium w naszym kraju. Myli się jednak ten, kto przypuszcza, że jego wartość ogranicza się jedynie do wymiaru historycznego. Choć przygodom Kajtka-Majtka daleko do poziomu oferowanego przez zeszyty z Kajtkiem i Kokoszem, to nadal dobra rozrywka dla całej rodziny. Najmłodszych może co prawda zniechęcić archaiczny styl, lecz starsi docenią potęgę wyobraźni nieżyjącego już niestety mistrza polskiego komiksu. Najstarsi zaś przeżyją miłe chwile, mogąc powrócić do czasów swojej młodości i przypomnieć sobie emocje towarzyszące wyczekiwaniu na kolejną odsłonę przygód ulubionych bohaterów. We Francji powiadają, że uwielbienie do postaci Asteriksa i Obeliksa łączy ludzi w wieku od przedszkolnego do emerytalnego. W naszym kraju takimi bohaterami masowej wyobraźni mogą być postaci stworzone przez Chirstę. Należy tylko pozwolić im przetrwać, tak w pamięci, jak i na półkach domowych biblioteczek. Niechaj więc narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi i swój komiks mają.

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach (nieistniejącego już) portalu Netbird.pl.

Tekst pochodzi z 2009 roku.

Dodaj komentarz