„Maska”, czyli film, który źle się zestarzał

Odświeżyłem sobie Maskę (The Mask, Chuck Russell) z 1994 roku i – jejku! – źle się ten film zestarzał. Może nawet niekoniecznie, czy raczej – nie do końca, z własnej winy, ale jednak.

Zacznę od tego, co w moim odczuciu dobrze zniosło upływ czasu. Są to kreskówkowe patenty i zachowania głównego bohatera, które – o czym zupełnie zapomniałem – mają uzasadnienie w ramach świata przedstawionego, bo główny bohater jest miłośnikiem klasycznych kreskówek.

A co nie zniosło? Cóż, podejrzewam, że mogę tym zrazić do siebie osoby, które mają do Maski sentyment, i odpalić w nich protokół „To tylko głupkowata komedia. Po co drążyć temat?”, ale trudno mi nie zwrócić uwagi na to, jak śliska jest głębsza warstwa znaczeniowa tego filmu. Zwłaszcza ze współczesnej perspektywy, po tym, jak w dobie internetu w pełnej krasie ujawniła się toksyczność niektórych „miłych gości”.

Bo przecież to jest film o facecie, który sam siebie określa mianem „nice guy„, wysyła do gazety list, w którym stwierdza, że kobiety nie chcą takich mężczyzn jak on, a gdy tylko ubiera maskę (czy też – maska opada), staje się przemocowym edżlordem molestującym kobiety. A fakt, że Jim Carrey roztacza wokół siebie, że tak powiem, creepy vibe*, nie pomaga.

* Jak nie przepadam za nadużywaniem anglojęzycznych terminów, to nie przychodzi mi do głowy polski odpowiednik. Pomożecie?

Wpis pojawił się na fanpejdżu 16 listopada 2022 roku.

Dodaj komentarz