
Delirium (Le Foto di Gioia, 1987, Lamberto Bava) to film, obok którego trudno mi przejść obojętnie, a jeszcze trudniej ocenić w kategoriach „dobry” i „zły”, a nawet ulokować gdzieś na spektrum pomiędzy tymi biegunami. Bo ma momenty i pomysły zarówno wspaniałe, jak i koszmarne.
Sama warstwa wizualna, która jest zwykle mocną stroną filmów Bavy, jest jednocześnie koszmarna i wspaniała. Koszmarna, bo to kicz niemiłosierny, a wspaniała z tego samego względu. Co pięknie łączy się ze środowiskiem, w którym rozrywa się akcja filmu – Bava dopieszcza niemal każdy kadr wrażliwością erotycznego modelingu i soft porno lat 80. ubiegłego wieku, a plany, kostiumy i rekwizyty wygrywają charakterystyczny dla nich nuworyszowski luksus.
Delirium to takie soft porno z lat 80., z którego usunięto nieco golizny, a w jej miejsce dodano morderstwa. Przy czym te ostatnie nie wchodzą w inny rejestr, na zasadzie kontrastu, lecz są ujęte w kluczu tej samej wrażliwości, z jej pretensją do artystyczności.
I wszystko to działa zadziwiająco dobrze, nie pomimo tego, lecz właśnie dlatego, jak jest kiczowate. Podczas seansu z jednej strony chciałem zafundować oczom kąpiel, ale jednocześnie nie mogłem tych oczu oderwać od ekranu.
Szkoda tylko, że najciekawszy pomysł filmu – przyglądanie się ofiarom z perspektywy mordercy, który postrzega kobiety jako potwory – został w nim wykorzystany tylko dwa razy.
Na załączonym fragmencie możecie zobaczyć pierwszą z takich scen.
Wpis pojawił się na fanpejdżu 10 lipca 2024 roku.