W ramach 14. edycji Krakowskiego Festiwalu Komiksu prelekcję poświęconą polityczności wczesnego amerykańskiego komiksu. Opowiadałem wówczas między innymi o serii „The Challenger”, której cztery numery ukazały się w latach 1945-1946 nakładem wydawnictwa-efemerydy Interfaith Publications. Była to inicjatywa krótkotrwała, lecz (a po części: przez to) fascynująca.
Główną atrakcją serii były przygody tytułowego Challengera, lecz publikowano w niej także inne, zróżnicowane gatunkowo, komiksy. Mimo dużej różnorodności komiksy te, ujmowane łącznie, miały kilka wspólnych mianowników – ekumenizm (w tym przypadku chodziło o współpracę wyznawców katolicyzmu, protestantyzmu i judaizmu), antyfaszyzm, antyrasizm, walka z wielkim kapitałem oraz propagowanie działalności związków zawodowych i kooperatyw.
I działy się tam rzeczy.
W historii opublikowanej w trzecim numerze Challenger stawił czoła połączonym siłom faszystowskich biznesmenów i gangsterów, którzy chcieli wykorzystać wysoki poziom bezrobocia do rozbicia solidarności związków zawodowych i wywołania zamieszek na tle rasowym, a wszytko po to, by odciągnąć uwagę klasy pracującej od problemów ekonomicznych – gangsterzy upozorowali morderstwo białego mężczyzny przez jego czarnoskórego przyjaciela, a później wzniecali nastroje pogromowe, przekonując białych mieszkańców miasta, że dochodzi w nim do ataków czarnych na białych, czarni zabierają im pracę oraz biją i mordują „ich” kobiety i dzieci.
W komiksie udało się to powstrzymać. Bo miał dawać nadzieję na przyszłość.












