„Hokusai manga” i zmiana odbioru filmu

Potrafi się zmienić nasz obiór tekstów kultury, oj potrafi. Czasami zdarza mi się odświeżyć coś po latach i zmienić o tym zdanie, ale dawno, a może nawet nigdy, nie zdarzyło mi się coś takiego, jak wczoraj.

Bo wczoraj odświeżyłem sobie Hokusai manga z 1981 roku w reżyserii i na podstawie scenariusza Kaneto Shindō (film znany jest także pod tytułem Edo Porn, ale tu kogoś chyba pokićkało).

Pierwszy raz obejrzałem ten film w początkowym okresie mojego poważniejszego zainteresowania kinem japońskim, gdy miałem te 20 lat z kawałkiem. Odświeżyłem go sobie dobiegając czterdziestki, gdy coraz częściej myślę o przemijaniu, przeszłości, zacieraniu się w pamięci jej szczegółów, drogach obranych i nieobranych. Słowem – bogatszy o jakieś tam doświadczenia, nawet jeśli te nie były zbyt spektakularne.

I o ile gdy miałem te dwadzieścia kilka lat, film mi się spodobał, o tyle wczoraj mną emocjonalnie pozamiatał. Do tego stopnia, że musiałem wyjść się przewietrzyć. W środku nocy. Dobrze, że mam psa, więc miałem wymówkę.

To jest arcydzieło. I nie dajcie się zwieść marudom, narzekającym na to, że Hokusai zasługuje na lepszą biografię (pierwsza recenzja, jaką zobaczyłem, gdy zajrzałem na IMDB). Bo to nie miała być biografia Hokusaia. A przynajmniej nie tylko. Nie przede wszystkim.

Po powrocie z nocnego przewietrzania się zajrzałem na Filmweb i zmieniłem swoja ocenę filmu z 8 na 10. A na Filmweb zaglądam bardzo rzadko, zaś oceny wystawiam jeszcze rzadziej, zwykle gdy coś tam sprawdzam i od niechcenia klikam. A tu odczułem taką potrzebę. Palącą. Zwłaszcza przy nędznej liczbie 31 ocen i jeszcze nędzniejszej ich średniej.

Na grafice kadr z Hokusai manga. Ale też trochę ja, oglądający ten film, i drugi ja, mówiący temu pierwszemu: „Ciii, bo obudzisz sąsiadów. To tylko film”.

Arcydzieło.

Dodaj komentarz