William Berger na planie i plakatach „Miłosnego zagrożenia”

Sektor kina gatunkowego włoskiego przemysłu filmowego z drugiej połowy XX wieku to wdzięczny obszar dla badań nad produkcją filmową, głównie – choć nie tylko – dlatego, że częściej niż rzadziej operował on na skalę globalną.

Stąd właśnie brały się praktyki produkcyjno-dystrybucyjne nastawione na ukrywanie faktu, że dany film jest produkcji włoskiej – amerykańsko brzmiące pseudonimy reżyserów, scenarzystów i aktorów, anglojęzyczne nazwy firm produkcyjnych, ściąganie do udziału w projektach zagranicznych aktorów czy osadzanie akcji filmów w innych krajach.

Nawet w przypadku filmów, których włoskiego rodowodu nie ukrywano, zwykle starano się zwiększyć ich atrakcyjność dla światowej widowni, obsadzając w nich rozpoznawalnych aktorów z prestiżowych rynków – francuskiego, niemieckiego, brytyjskiego i amerykańskiego. Niektórzy z nich występowali w rolach głównych, inni w drugoplanowych, spora zaś część w epizodycznych. Zdarzało się, że jedyną funkcję, jaką pełnił w filmie aktor, było to, że przewijał się na ekranie, co pozwalało na umieszczenie jego nazwiska na plakacie.

Rola Williama Bergera w Miłosnym zagrożeniu (Minaccia d’amore, aka Dial: Help, 1988, Ruggero Deodato) należy do skrajnych przykładów tej ostatniej praktyki. Główną atrakcją filmu była Charlotte Lewis, wówczas całkiem świeżo po Złotym dziecku (The Golden Child, 1986, Michael Ritchie) i Piratach (Pirates, 1986, Roman Polański), producenci uznali jednak, że przydałoby mu się jeszcze jedno rozpoznawalne nazwisko. Wybór padł na Bergera, który od lat 60. ubiegłego wieku grywał we włoskich filmach często i gęsto. Berger w Miłosnym zagrożeniu wystąpił, zgarnął czek, a jego nazwisko wylądowało na plakacie.

I nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie skala udziału Bergera w projekcie. Aktor pojawia się w filmie w jednej scenie, trwającej niespełna trzy minuty. W scenie tej profesor Klein (Berger) przechodzi na lotnisku przez bramkę wykrywającą metal, bez cienia zdziwienia słucha opowieści o morderczej linii telefonicznej próbującej zgładzić główną bohaterkę, wygłasza krótkie paranaukowe mambo-dżambo, krzyczy, by nie podnosić słuchawki telefonicznej, po czym umiera, ponieważ linia telefoniczna wysyła impuls, który uszkadza jego rozrusznik serca.

Nie znam okoliczności realizacji tej sceny, ale wyobrażam sobie to tak: Bergerowi złożono propozycję udziału w filmie, ten odpowiedział, że niestety rano musi polecieć do Nowego Jorku, na co producent odparł: „Nie ma problemu. Pykniemy to jutro w pół godziny na lotnisku przed pańskim odlotem”. A jak powiedziano, tak zrobiono. I Bergerowi pieniądz się zgodził, a jego nazwisko można było zamieścić na plakacie.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 19 grudnia 2018 roku.

Dodaj komentarz