Wczesna promocja i recepcja kina w Japonii koncentrowała się na technologicznym wymiarze nowego medium. Aparaty projekcyjne traktowane były jako ucieleśnienie potęgi naukowej Zachodu, do osiągnięcia której Japonia winna dążyć, i atrakcja sama w sobie, zwłaszcza dla osób zainteresowanych nauką i nowinkami technologicznymi.
Wstęp do Automatycznej fotografii (Jidō shashinjutsu), pierwszej obszernej japońskiej publikacji poświęconej filmowi, wydanej w 1897 roku, zaledwie dwa miesiące po debiucie kinematografu w Japonii, stanowi skrajny przykład zachwytu nad kinem jako fenomenem technologicznym.
Autor, skrywający się pod pseudonimem Shujin Daitōrō, nie tylko nie szczędził pod adresem kinematografu entuzjastycznych epitetów – był to według niego aparat wyjątkowy, o jakim nigdy wcześniej nie słyszano i jakiego nie widziano, nieporównywalny z niczym, co pojawiło się przed nim, zbierający dobre opinie w każdym miejscu każdego kraju, którym zachwycały się głowy zachodnich państw, od cara Rosji przez króla Włoch po prezydenta USA itd. – ale i głosił, że wraz z jego pojawieniem się rzeczywistość przekroczyła najśmielsze prognozy twórców literatury fantastyczno-naukowej. We wstępie czytamy:
„Pewien francuski autor napisał w 1830 roku kronikę przyszłości w formie powieści noszącą tytuł Dwudziesty wiek. Opisał w niej powietrzne parki, sale do ćwiczeń sztuk walki znajdujące się w każdej szkole, a także wiele wynalazków przekraczających granice wyobraźni, z których każdy kolejny jest bardziej zaskakujący od poprzedniego. We współczesnym świecie postęp jest niezatrzymany w swym pędzie naprzód. Pojawiają się kolejni wspaniali wynalazcy. (…) Kinematograf, wynalazek francuskiego naukowca, przekracza wszystkie zaskakujące idee, jakie można znaleźć w tego typu powieściach fantastycznych. W lutym tego roku tenże kinematograf – czyli „automatyczne fotografie” – przybył do Cesarstwa Japonii i był pokazywany w Osace”[1].
Przytaczana przez niego książka – Dwudziesty wiek (Le Vingtième Siècle), pierwsza część futurystycznej trylogii Alberta Robidy – roztacza przed czytelnikiem śmiałe wizje życia we Francji w 1952 roku. W rzeczywistości nie została ona wydana w 1830, lecz w 1883 roku, co jest o tyle istotne, że w chwili jej publikacji istniał już w świadomości społecznej zalążek idei „ruchomych obrazów”.
Choć autor Automatycznej fotografii nie wskazuje na to eksplicytnie, prawdopodobnie główny punkt odniesienia stanowi dla przedstawiona w powieści koncepcja telefonoskopu (téléphonoscope) – aparatu łączącego funkcje wideofonu i telewizora, który umożliwiał użytkownikom prowadzenie wideo-rozmów oraz oglądanie na dużym ekranie szerokiej gamy dźwiękowych programów informacyjnych, edukacyjnych i rozrywkowych.
Stwierdzenie, że prognozy – czy też: fantazje – technologiczne zawarte w powieści Robidy ustępują kinematografowi pozwalającemu na projekcję kilkudziesięciosekundowych, niemych filmów, stanowi niewątpliwą przesadę. Dobrze jednak oddaje zeitgeist epoki, której naczelne hasła stanowiły nauka i postęp, oraz retorykę „cudu technologicznego”, tak chętnie stosowaną przez importerów urządzeń filmowych.
Poniżej dwie ilustracje przedstawiające telefonoskop z pierwszego wydania książki Robidy.
P.S. Szersze omówienie futurystycznej trylogii Robidy można znaleźć w: Philippe Willems, A Stereoscopic Vision of the Future: Albert Robida’s Twentieth Century, „Science Fiction Studies”, Vol. 26, No. 3, 1999, s. 354-378.
[1] Daitōrō Shujin, Jidō shashinjutsu, Ōsaka Shuppan-kan, Ōsaka 1897, s. 1-3.
Wpis pojawił się na fanpejdżu 21 czerwca 2016 roku.