Kilka słów o „Oświeceniu Jima Woodringa”

To nie jest recenzja. Ani nawet pogłębiona notka. To tylko lekko przeredagowany komentarz, który zamieściłem w dwóch lub trzech miejscach w odpowiedzi na pytanie, czy warto obejrzeć film dokumentalny Oświecenie Jima Woodringa (The Illumination of Jim Woodring, 2019, Chris Brandt), który trafiła na Prime Video.

Moim zdaniem warto, zwłaszcza jeśli lubi się Woodringa. Ale nie jest to rzecz dla każdego. Jeśli oczekuje się przebojowej formy, to zły adres – większość filmu to Woodring mówiący do kamery, często podczas rysowania, albo wygłaszający wykład (w Rocky Mountain Collage of Art + Design), przy czym partie te płynnie w siebie przechodzą. Nieco bardziej zaawansowane zabiegi formalne, owszem, zdarzają się, ale są stosowane oszczędni i nie ma tam nic, co wykraczałoby poza tradycyjną formę dokumentu o artyście.

W filmie zawarto nieco informacji biograficznych o Woodringu, zwłaszcza o jego dzieciństwie, jest też trochę o jego inspiracjach (nie wiedziałem, że inspirował się Borysem Arcybaszewem, choć teraz, gdy wiem to z dokumentu, wydaje mi się to oczywiste) i sporo o jego procesie twórczym. Przede wszystkim jednak jest to zapis jego przemyśleń, od tego, że woli być określany mianem „cartoonist” niż „artist”, po próbę odpowiedzi na pytanie o to, co jest ostatecznym celem obranej przez niego drogi życiowej.

W dokumencie zaprezentowano sporo prac Woodringa na różnych etapach ich powstawania (wielu z nich nie kończy i pozostają w formie szkiców), co daje wyobrażenie o jego twórczości nawet osobom, które jej wcześniej nie znały. Inna rzecz, że nie wiem, czy film byłby w stanie zainteresować osoby, które nie miały wcześniej z Woodringiem styczności. Chociaż? Kto wie? Może takie osoby się znajdą i Oświecienie Jima Woodringa zachęci ich do sięgnięcia choćby po Podróże Franka, które w 2020 roku wydała w Polsce Kultura Gniewu.

Szkoda tylko, że film pojawił się akurat na platformie Bezosa.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 3 lipca 2024 roku.

Dodaj komentarz