Nie jestem zbyt wielkim fanem szeroko rozumianej cenzury (choć uważam, że w niektórych sytuacjach jest potrzebna), zwłaszcza tej siermiężnej – spod znaku „ciąć, ciąć, ciąć”. Ale nie potrafię na jakimś przynajmniej poziomie nie szanować tej dokonywanej z fantazją, rozmachem i jakimś pomyślunkiem. Na przykład tej, której poddano w faszystowskich WłoszechCzytaj dalej