Historia mówiona kina w Alwerni i okolicach: Roman Palka

Budynek na rynku w Alwerni, w którym w latach 60. XX wieku odbywały się pokazy ruchomego kina z Regulic, a dziś mieści się Samorządowy Ośrodek Kultury w Alwerni.

Poniżej znajdziecie zapis kolejnego wywiadu, jaki przeprowadziłem w ramach projektu poświęconego historii kina „Chemik”, działającego w latach 1982-1991 przy Zakładach Chemicznych „Alwernia” w Alwerni.

W ubiegłym roku zamieściłem na blogu wstępną wersję artykułu na temat dziejów tego kina, zrekonstruowanych na podstawie zakładowego pisma „Alchemik”. W lipcu natomiast opublikowałem tu zapis dwóch rozmów – z panem Kazimierzem Kulczykiem, wieloletnim kierownikiem klubu „Chemik”, a co za tym idzie także mieszczącego się w nim kina, oraz panią Janiną Kopeć, niegdysiejszą kierowniczką kina w Regulicach.

Dziś mam dla Was rozmowę z panem Romanem Palką, mieszkającym w Regulicach działaczem społecznym, członkiem zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Regulic i Nieporazu i nieformalnym kustoszem Ekomuzeum Garncarstwa im. Jana Głuszka w Regulicach. W młodości pan Palka był częstym bywalcem kina w Regulicach, później zaś, gdy pracował w Zakładach Chemicznych „Alwernia”, odwiedzał kino „Chemik”.

Za sugestię przeprowadzenia rozmowy z panem Palką dziękuję Markowi Skowronkowi, dyrektorowi Samorządowego Ośrodka Kultury w Alwerni.

***

Na początek pragnę bardzo podziękować za to, że zgodził się Pan na rozmowę, która przyczyni się do odtworzenia dziejów kultury filmowej w Alwerni i Regulicach. Jak wspominałem wcześniej, chciałbym dowiedzieć się od Pana nieco więcej o działającym niegdyś w Regulicach kinie i pokazach filmowych w Alwerni przed utworzeniem kina „Chemik”.

Mam nadzieję, że będę w stanie pomóc.

Naszą rozmowę chciałbym zacząć od pokazów filmowych, o których wspominali braci Andrzej i Mikołaj Grabowscy w wywiadach-rzekach Andrzej i Mikołaj Grabowscy. Jak brat z bratem i Jestem motyl, odbywających się, gdy byli dziećmi, w Alwerni w budynku pod adresem Rynek 3, w którym obecnie mieści się Samorządowy Ośrodek Kultury w Alwerni. Wówczas mieściły się tam komenda Milicji Obywatelskiej oraz, na pierwszym piętrze, biblioteka i świetlica, gdzie wyświetlano filmy. Pokazy te organizował Sylwester Kapcia, kierownik kina w Regulicach.

Nie tylko. W to było zaangażowane więcej osób. Ale były to osoby z kina w Regulicach. I to było ciekawe, ponieważ Alwernia zawsze miała aspiracje do statusu miasta, wszyscy mówili, że to miasto, bo kiedyś faktycznie miała status miejski [Alwernia otrzymała prawa miejskie w 1903 roku, lecz straciła je w okresie międzywojennym i odzyskała w 1993 roku – D.G.]. W Alwerni mieścił się wówczas zarząd gminnej spółdzielni, były tam też magazyny i sklepy. Natomiast Regulice to była wieś. Z tym, że wieś dość specyficzną, z uwagi na to, że kiedyś znajdowało się tutaj Prezydium Rady Narodowej, więc nam Alwernia tego bardzo zazdrościła., i wszystko to dopiero później przeniesiono do Alwerni [w 1961 roku – D.G.].

A wracając do pokazów filmowych i kina. Przyznam, że nie wszystko dobrze pamiętam, bo było to dawno temu. Pierwszą sytuacją, jaką pamiętam, było to, że, chyba już w latach 60., do Regulic przyjechało kino objazdowe. Wydaje mi się, że z Chrzanowa, ponieważ wówczas w Chrzanowie działało kino „Zorza”. Przypuszczam, że właśnie stamtąd to kino przyjechało. Było to kino plenerowe, rozwiesili taki duży ekran i ludzie przyszli obejrzeć film. Jaki? Tego nie pamiętam, bo byłem dzieckiem. Każdy musiał wtedy przynieść własny stołek. A odbyło się to na placu, gdzie później mieściło się już kino stałe [w budynku przy ul. Chrzanowskiej 54, gdzie obecnie mieści się Sklep Euro – D.G.]. Właściwie to była to bardziej taka świetlica. Nazywali to „Składnica”, ponieważ za tą świetlicą były magazyny, gdzie sprzedawali węgiel, nawozy i tak dalej. „Składnica” pełniła rolę, można powiedzieć, domu kultury. Odbywały się tam potańcówki, bo była tam sala i kawałek sceny. Z dzieciństwa pamiętam, że przyjeżdżał tam też cyrk lub coś w tym rodzaju – jacyś sztukmistrze, którzy pokazywali różne sztuczki.

Tak więc pierwszą rzeczą, jaką pamiętam w związku z kinem w Regulicach, było właśnie to kino objazdowe. Pół wsi przyszło ze swoimi stołkami i ławkami. Ale nie wiem, ile takich pokazów się odbyło. Ja pamiętam tylko ten jeden.

Później utworzono w Regulicach stałe kino.

Tak. Ale kto i kiedy dokładnie je utworzył? Trudno mi powiedzieć. Filmy wyświetlano tam niekiedy i trzy razy w tygodniu. Pamiętam, że na pewno w soboty i niedziele. I w czwartki.

Warunkiem, żeby wyświetlono filmy – to było bardzo ważne – było to, żeby na sali było przynajmniej pięć osób. Ale zdarzały się takie przypadki, że były takie osoby, które nawet nie wiedziały, że dzisiaj jest sobota i do kina można przyjść, więc ktoś biegł do takiej osoby, mówił, że dziś jest kino, ściągał ją i seans się odbywał [śmiech]. Ale jeśli pięć osób się nie uzbierało, to film nie był wyświetlany.

Pamiętam, że bilet kosztował wtedy 4 złote, a papierosy „Klubowe” kosztowały na ten czas 4 złote i 40 groszy. Taka była relacja cen biletu do paczki papierosów. Szczerze mówiąc, już nie pamiętam, czy były jakieś bilety ulgowe, bo i tak to były przeważnie seanse dla widzów dorosłych. I to było bardzo przestrzegane przez wyświetlacza, bo on był przy tym bileterem, szefem. A filmy były dozwolone od 12, 14, 16 i 18 lat. Oczywiście wyświetlano tam czasem jakieś bajki, ale przeważnie to były filmy dla starszych widzów. Zwykle radzieckie.

Więc faktycznie przykładano wagę do ograniczeń wiekowych?

Tak. Jak najbardziej. Człowiek, który jako pierwszy prowadził kino, był bardzo zasadniczy. Był to Józef Ciupek. Jeździł na motorze, miał taką sztywną nogę. On już nie żyje. Jego żona, Marysia Ciupek, żyje i mieszka w Alwerni.

Następny, jeśli dobrze pamiętam, był Zygmunt Komarski, też już nieżyjący. To był chłopak krakowski, co eksponował na każdym kroku. „Ja jestem chłopak krakowski” – mówił. Był takim, można powiedzieć, działaczem kultury, ponieważ był jednym z założycieli straży pożarnej w Regulicach, a także – choć to mogę się mylić – swego czasu chyba również sekretarzem gminy. Jakie miał wykształcenie, tego nie wiem. Ale był takim działaczem, organizatorem, potrafił różne sprawy załatwić.

A skoro mowa o działalności kina, to przyznam, że nie jestem pewien, ale nie wiem, czy jakiegoś udziału w tym kinie nie miał regulicki kamieniołom. A to dlatego, że kamieniołom był także zaangażowany w tworzenie kultury na ziemi regulickiej. Na terenie kamieniołomu mieścił się budynek, taka świetlica, gdzie odbywały się różne imprezy, z okazji 1 maja, Dnia Górnika i tym podobnych, a także różne akademie i występy. Było to ogólnodostępne, dla pracowników kamieniołomu i okolicznych mieszkańców. Tak więc, trudno mi powiedzieć, ale przypuszczam, że mogli jakoś maczać palce w funkcjonowaniu tego kina.

Wracając do kina i pracujących w nim osób. Pierwszy był Ciupek, później na pewno Wilhelm Piwowarczyk, a następnie jego syn, Stanisław, też już nieżyjący. Wilhelm był kinooperatorem. I gdzieś tam między nimi był Komarski. Ale co do tego, jakie oni wszyscy pełnili funkcje, kto był kierownikiem, kto kinooperatorem i tak dalej, tego, niestety, nie wiem.

A gdzie się w tym wszystkim mieści Sylwester Kapcia, o którym wspominali bracia Grabowscy?

Sylwester Kapcia był przez jakiś czas kierownikiem kina. Za jego czasów kinooperatorem był Wilhelm Piwowarczyk. Nie jestem pewien kolejności wszystkich osób, ale z pewnością pierwszą osobą zaangażowaną w działanie kina był Józef Ciupek. W późniejszym okresie kierownikiem był Kapcia, a kinooperatorem Wilhelm Piwowarczyk.

A skoro już przy tym jesteśmy, mogę powiedzieć co nieco o pokazach objazdowych w Alwerni. Zawsze była taka rywalizacja między Regulicami i Alwernią, trochę jak między Krakowem i Warszawą. Nie żeby ktoś komuś krzywdę robił. Chodziło raczej o dumę i to, kto będzie w jakichś sprawach górą – my, na przykład, mieliśmy stację kolejową, a Alwernia nie. No i jednym z epizodów tej rywalizacji, dość długim, było to, kto ma stałe kino, a do kogo się z filmami przyjeżdża. Oczywiście to my mieliśmy kino i jego pracownicy jeździli z nim do Alwerni. To znaczy nie z całym kinem, tylko z aparatem do wyświetlania filmów [śmiech].

Ten aparat do Alwerni woził – furmanką! – niejaki Bronisław Knapik. Jego córka, Bogumiła, jeszcze żyje i mieszka w Alwerni. Był to bardzo fajny facet, wesoły. A że miał konia i wóz, to świadczył takie usługi, że przewoził ludziom różne rzeczy. Na przykład – w Alwerni była piekarnia, więc woził chleb do Regulic. W dzień pokazów w Alwerni podjeżdżał furmanką pod kino w Regulicach, ładowali na nią aparat i wieźli do Alwerni.

To, w jaki sposób Knapik dowoził aparat do Alwerni, było bardzo ciekawe. Zabawne. To, co powiem, nie jest ubliżające względem nikogo, ale pokazuje rywalizację między Regulicami i Alwernią. W Regulicach mówiliśmy na Alwernian „motki”. Bo oni chcieli być miastem i starali się ładnie mówić – ładniej niż my. Bo my zaciągaliśmy, czasem wymawialiśmy „ło” zamiast „o” i tak dalej. Więc śmialiśmy się z nich, że nie mówią „młotek” tylko „motek” [śmiech]. No więc gdy ktoś powiedział tu „motki”, to wiadomo było, o kogo chodzi. Wracając do Knapika. On nas czasami ze sobą zabierał, takich chłopaków w wieku 12, 15 lat. Mówił, żebyśmy się z nim zabierali, bo może nie być frekwencji, żeby wyświetlić film.

Czyli w Alwerni też był wymóg, że żeby odbył się pokaz, musi być pięć osób?

Tak. Może nie dokładnie pięć osób, ale jakieś wymogi były. W każdym razie, co było zabawne w tym jego dowożeniu aparatury, to to, że kiedy przejeżdżał już przez Alwernię, to krzyczał „Motki, wychodźcie z domu, bo kulturę wam wiozę!” [śmiech]. Jak oni tego nie lubili. Ale nic mu nie mogli zrobić.

Przywoził aparaturę, ale same pokazy organizowali ludzie z regulickiego kina?

Tak. On tylko świadczył transport, a resztą zajmował się już kinooperator. Rozładowywali aparat, wnosili go do sali i wyświetlano filmy. Później jeszcze rozszerzono zasięg tego kina objazdowego i jeżdżono z nim do Poręby Żegoty, gdzie utworzono świetlicę we dworze. Ale tym już się nie interesowałem, więc nie wiem, jak to tam wyglądało. Może mógłby o tym opowiedzieć Zbyszek Klatka, bo on pochodzi z Poręby. W każdym razie to kino regulickie docierało do Alwerni. Nie jestem do końca pewien, w jakie dni, ale chyba w piątki – pomiędzy seansami w Regulicach w czwartki, soboty i niedziele. A to kino, tę kulturę, wodził do Alwerni furmanką Knapik.

Co ciekawe w wypowiedziach Grabowskich istnieje rozbieżność między dwoma wersjami tej historii. Otóż w książce Jestem motyl z 2020 roku Grabowski wspomina, że Kapcia przywoził projektor furmanką, ale we wcześniejszej o sześć lat książce Jak brat z bratem stwierdza, że Kapcia przywoził go starym samochodem poniemieckim. Czy więc jest możliwe, że na jakimś etapie furmanka została zastąpiona przez samochód?

Tak jest. Na pewnym etapie, gdy Kapcia wciąż był kierownikiem kina, miał już samochód. Był to Bedford, samochód ciężarowy. Projektor ładowano do szoferki i tak wieziono do Alwerni.

Z opowieści Grabowskiego wynika, że podczas pokazów w Alwerni także przestrzegano ograniczeń wiekowych. Wspominał też, że gdy wyświetlano filmy od 16. roku życia, starsi koledzy odsuwali nieco koc wiszący na oknie świetlicy, by młodsi koledzy mogli podejrzeć film.

Podobnie działo się w Regulicach. Nie tak samo, ale także i my mieliśmy sposób, by obejrzeć filmy, na które by nas nie wpuszczono, ponieważ film był od 16 lat, a my mieliśmy po 12-14. Wyglądało to tak, że gdy otwierano budynek kina, ale jeszcze zanim zaczęto sprzedawać bilety i wpuszczać widzów, wchodziliśmy do środka i chowaliśmy się pod sceną. Wtedy wystarczyło przeczekać w ukryciu jakąś godzinę do rozpoczęcia seansu, a gdy film się zaczął, to już nas nikt nie ruszył i mogliśmy go obejrzeć. Do tego za darmo [śmiech].

Przyznam szczerze, że byłem zdumiony, gdy dowiedziałem się, że w Regulicach w latach 60. działało stałe kino, podczas gdy w Alwerni, a więc miejscowości większej, stałe kino, do tego przyzakładowe, powstało dopiero w 1982 roku.

No tak. To była sytuacja dość wyjątkowa. I to kino w Regulicach przez jakiś czas dobrze sobie radziło. Później, niestety nie pamiętam, kiedy dokładnie, zlikwidowano je. Nawet nie tyle, że upadło, co Gminna Spółdzielnia, do której należał budynek, gdzie mieściło się kino, sprzedała go prywatnemu właścicielowi. I jak gdyby kontynuacją tego, co robiło to kino dla regionu – po dłuższej przerwie – było kino „Chemik”. W nim kinooperatorem był już Józek Pierzynka, który pracował wcześniej jako operator w kinie „Zorza” w Chrzanowie, a jednocześnie był pracownikiem Zakładów Chemicznych w Alwerni. Ale o tym już coś więcej mogą powiedzieć Zbigniew Klatka i Kazimierz Kulczyk.

Skoro przeszliśmy już do kina „Chemik”, chciałbym zacząć od kwestii, która nie daje mi spokoju. Kino „Chemik” działało od października 1982 do lutego 1991 roku. Podczas zbierania materiałów o jego historii trafiłem jednak na artykuł Janusza Cholewy z „Alchemika” z 1982 roku zawierający dopisek redakcji, w którym stwierdzono, że w latach 50. w zakładowym klubie „Chemik” działało już kino stałe. Jest to jedyne miejsce, w którym znalazłem tę informację, a żadna z kilku osób, z którymi dotąd rozmawiałem o „Chemiku”, nie była w stanie jej potwierdzić. Wydaje mi się mało prawdopodobne, by w tamtym okresie mogło przy zakładach działaś stałe kino. Przypuszczam, że była to pomyłka ze strony redakcji. Może redakcja pomyliła stałe kino z kinem objazdowym przyjeżdżającym do Alwerni z Regulic? Czy wie Pan coś o tym?

To musiała być pomyłka. No, nie zagwarantuję na sto procent, że nic takiego się nie działo, ponieważ jestem rocznik ’52, więc byłem wtedy bardzo mały. Ale ja nigdy o czymś takim nie słyszałem i nie pamiętam, żeby ludzie mówili coś o kinie przy zakładach. Pamiętam pokazy kina objazdowego – że przyjeżdżali różni ludzie, rozwieszali wcześniej afisze, że będzie jakiś film wyświetlany, bo była na to gablota, ludzie się zbierali i tak dalej.

Nie. Nie jest możliwe, żeby w ramach klubu działało wcześniej stałe kino. Musi pan wiedzieć, że klub „Chemik” powstał przy zakładach dużo wcześniej niż kino „Chemik”, choć nazywały się tak samo. Klub już był i dopiero później, w latach 80., powstało przy nim kino, głównie z inicjatywy Kazimierza Kulczyka.

Wróćmy jeszcze do kina ruchomego przyjeżdżającego do Alwerni. Wspominał Pan o afiszach reklamowych. Zastanawia mnie, jaka była skala tej reklamy. Był to tylko jeden afisz czy może było ich więcej? I gdzie je rozwieszano?

Z tego, co pamiętam, to był tylko jeden afisz, zawsze wywieszany w tym samy miejscu – na tablicy na budynku, w którym wyświetlano filmy. I nie wyglądało to tak, że dzisiaj jest film, to dzisiaj się wywiesza afisz, tylko robiono to z wyprzedzeniem – dzień czy dwa dni wcześniej.

Przypomniała mi się teraz jeszcze jedna rzecz, a przynajmniej taki epizod. W Regulicach był urząd pocztowy i coś mi się kołacze… Nie wiem, czy szpul z tymi filmami nie przywoziła tu Poczta Polska. Ale to bardzo mętne wspomnienie, więc nie mogę z całą pewnością powiedzieć, czy rzeczywiście tak było, a jeśli tak, to czy odbywało się to regularnie czy tylko wyjątkowo [Janina Kopeć, niegdysiejsza kierowniczka kina w Regulicach, podczas późniejszej rozmowy ze mną potwierdziła, że za jej kadencji kinooperator, Wilhelm Piwowarczyk odbierał szpule z filmami z poczty – D.G.].

Z tymi szpulami też wiążą się pewne wspomnienia. Filmy, które wyświetlano w kinach, były wówczas na kilku blaszanych szpulach, w rozmiarze pizzy [śmiech], dwóch lub trzech. I kiedy skończono wyświetlanie jednej, robiono krótką przerwę, by załadować do aparatury kolejną i wznowić wyświetlanie filmu. Wtedy czekało się albo na chwilę wychodziło. Ci, którzy kurzyli, wychodzili na papierosa, a w międzyczasie kinooperator zmieniał szpulę.

Wspominał Pan wcześniej, że kontynuacją tego, co robiło dla regionu kino w Regulicach, była działalność kina „Chemik”. Faktycznie z materiałów z „Alchemika” i kilku rozmów, jakie dotąd przeprowadziłem, wynika, że do „Chemika” chodzili ludzie z okolicznych miejscowości, takich jak Regulice czy Kwaczała.

Tak. Chodzili tam, ponieważ było to jedyne kino w okolicy. Najbliższe było w Chrzanowie.

W „Alchemiku” pojawiały się czasem opinie opinie, że są problemy z rozreklamowaniem seansów wśród mieszkańców okolicznych miejscowości i warto zainwestować w promocję pokazów. Czy pamięta Pan jakieś reklamy seansów w „Chemiku”?

Pamiętam. Chociaż ja byłem w o tyle specyficznej sytuacji, że pracowałem wtedy w zakładach chemicznych w Alwerni, więc siłą rzeczy te informacje do mnie docierały. O filmach, jakie mają zostać wyświetlone w danym tygodniu informowano w zakładowym radiowęźle. Poza tym na budynku klubu znajdowała się tablica, na której zamieszczano informacje o różnych inicjatywach zakładów i klubu – kursach na prawo jazdy, okolicznościowych imprezach czy innych wydarzeniach kulturalnych. I na tej tablicy wywieszano także afisze z informacjami o wyświetlanych w kinie filmach. Ale poza tym w innych miejscach chyba afiszy rzeczywiście nie rozwieszano. Chociaż, podkreślam, nie mam pewności.

Natomiast, jeśli chodzi o to, co wyświetlano w kinie „Chemik”, to trzeba powiedzieć, że był to już inny sort filmów od tych, jakie wyświetlano Regulicach. Jeśli można mówić o filmach, że są lepsze i gorsze, to te z „Chemiku” były przeważnie lepsze. W regulickim kinie gros filmów, może nawet z 70%, to były filmy wojenne czy inne radzieckie. Niemniej nieraz pojawiały się jakieś filmy niemieckie czy amerykańskie… No największe wzięcie to miały westerny. O jej! To było coś!

Chodzi o westerny niemieckie? O Winnetou i tym podobne?

Nie, nie, nie. Już amerykańskie. Nieczęsto, ale zdarzały się. Natomiast w „Chemiku”, ogólnie rzecz biorąc, były filmy lepsze. Wtedy już do kina chodziłem rzadko, ale kilka razy wybrałem się do „Chemika” na jakiś bardziej atrakcyjny film.

Wtedy już do kina chodziłem rzadko, ale kilka razy wybrałem się do „Chemika” na co bardziej atrakcyjne filmy, takie, o których się mówiło. Wcześniej, żeby obejrzeć atrakcyjniejsze filmy, jeździło się do Chrzanowa – do kina „Zorza” albo „Fablok”. Przeważnie się jeździło na filmy w rodzaju Rio Bravo i inne kowbojskie albo filmy płaszcza i szpady. Pamiętam na przykład, Tajemnice Paryża, w których główną rolę grał Jean Marais. Jeszcze dziś pamiętam, jak na taką więżę się wspinał na dwóch sztyletach. To było coś niesamowitego. Nieraz było tak, że w kinie „Fablok” był jednego dnia jakiś dobry film, a następnego w „Zorzy”, a do tego chodziło się do kina w Regulicach.

O ile mi wiadomo również kino w Regulicach ściągało ludzi z okolicznych miejscowości. Moja babcia wspominała mi, że niekiedy do kina do Regulic przychodzili – na nogach – ludzie z Okleśnej.

Tak. Zdarzało się, że przychodzili ludzie z nawet i dalszych okolic. Bywało tak, że nie zbierało się te pięć osób, gdy był jakiś słabszy film, może radziecki, ale zwykle było te kilka, kilkanaście osób, czasami i więcej. Niekiedy była nawet pełna sala. Ale frekwencja nie zależała wyłącznie od filmu. Bo, na przykład, gdy był okres żniw albo były wykopki, to miało to wpływ. Jak film był od 16. roku życia, to kto miał na to pójść? Dzieci nie mogły, a starsi byli w polu. Natomiast w okresie jesiennym czy zimowym, gdy miało się więcej czasu, to frekwencja była.

A wie Pan może lub pamięta z tych kilku sytuacji, gdy sam był pan tam na filmie, jak to wyglądało w „Chemiku”?

Trudno mi wyrokować, bo, jak mówiłem, chodziłem tam na co bardziej atrakcyjne filmy, ale powiedziałbym, że frekwencja była dobra. Chodziło tam sporo młodych osób. Młode na ten czas narzeczeństwa, czyli pary, które teraz są już grubo po pięćdziesiątce. Pamiętam dobrze kilka takich osób, które, jak to wtedy mówiliśmy, się jeszcze zalecały i chodziły wspólnie do kina.

W późniejszym okresie mogło być już gorzej, ponieważ Chrzanów był już wielką konkurencją. Kino „Zorza” czy „Fablok” – tam wyświetlano filmy nowsze, ciekawsze. A nie było też u nas takich kinomanów, którzy by chodzi do kina cały czas, na każdy film. Na frekwencję w kinie „Chemik” z pewnością miał wpływ sam film – tytuł filmu, na ile był on, można powiedzieć, ważny, głośny. Trochę inaczej niż w przypadku kina w Regulicach, gdzie rodzaj czy tytuł filmu też miał jakiś wpływ, bo na niektóre nie było zbyt wielu chętnych, ale zwykle ważne było tylko to, że jakiś film grają – przychodzi sobota, kino jest, to się idzie, bo i innych rozrywek nie było zbyt wiele. To był już czas, gdy na wsiach rodziły się różne inicjatywy kulturalne, i przez wielkie i przez małe „k”, powstawały kluby, odbywały się wieczorki taneczne – przeważnie organizacją tego zajmował się Związek Młodzieży Wiejskiej – ale wciąż jeszcze nie było tego wiele, więc kino było atrakcją.

Ale, wracając do kina „Chemik” – później konkurencję robiły mu nie tylko kina w Chrzanowie, bo weszło też wideo i ludzie mieli większy wybór filmów do oglądania. Ale jak to dokładnie przełożyło się na frekwencję, tego nie mogę powiedzieć.

W takim razie jeszcze raz bardzo dziękuję za rozmowę, zwłaszcza za ogrom informacji o funkcjonowaniu kina w Regulicach. Cieszę się, że udało nam się porozmawiać.

Ja również. Warto w jakiś sposób zachować te historie, ponieważ jest coraz mniej osób, które mogą o tamtych czasach opowiedzieć.

***

Rozmowa odbyła się 8 lipca 2021 roku.

Dodaj komentarz