Nim przejdę do rzeczy – uspokajam. Nie planuję przekształcenia bloga w podróżniczy, a tym bardziej (o zgrozo!) lifestylowy. Nadarzyła mi się jednak niedawno okazja, by odwiedzić Barcelonę, a w niej kilka miejsc, które mogą zainteresować część Czytelników i Czytelniczek, uznałem więc, że warto skreślić o nich kilka zdań.
Gwoli wyjaśnienia. Za granicą bywam rzadko, ale gdy już gdzieś jestem, staram się rzucić okiem, jak przedstawiają się tam sprawy kulturalno-wydawnicze, od kina domowego, przez komiksy, po książki – co się wydaje, ile kosztuje, jak wyglądają sklepy specjalistyczne itp. Zazwyczaj po prostu zachodzę do dwóch, trzech losowych księgarni i – jeśli mam taki po drodze – lokalnego Media Marktu czy innego Media Expertu. Tym razem jednak byłem przygotowany – tuż przed wyjazdem odnotowałem nazwy i adresy pięciu sklepów komiksowych polecanych w internetach.
Postawiłem na sklepy komiksowe, ponieważ wielokrotnie słyszałem i czytałem, że hiszpański rynek komiksowy jest potężny, i chciałem przekonać się o tym na własne oczy. Tym bardziej, że o komiksie w Hiszpanii wiedziałem niewiele – znałem prace realizowane na rynek amerykański przez twórców związanych ze studiem Sellectiones Illustrada, widziałem większość numerów magazynu „Cimoc” (na który trafiłem śladem serii Hombre Joségo Ortiza i Antonia Segury), kojarzyłem reputację pisma „El Vibora”, gdzieś tam kołatało mi, że sporo światowej klasyki zaprezentował w Hiszpanii magazyn „Totem”, słyszałem też, że dużo amerykańskiego komiksu ukazuje się tam nakładem Panini Comics i Planeta DeAgostini. A tak! Znałem również serię „El Guerrero del Antifaz” („Wojownik w masce”). I to by (chyba) było na tyle.
Choć do Barcelony wyjeżdżałem z jako taką świadomością, że hiszpański rynek komiksowy jest duży, to, co zobaczyłem na półkach, przeszło moje oczekiwania. Jest tego ogrom – komiksy hiszpańskie (tych proporcjonalnie najmniej), amerykańskie, europejskie, mangi, zeszytówki, wydania zbiorcze w miękkiej i twardej okładce, wydania wielkoformatowe, albumy, książki o komiksie, tak lokalne, jak i przekłady publikacji anglojęzycznych. Po powrocie z ciekawości zajrzałem do statystyk Federacji Gildii Hiszpańskich (Wydawców Federación de Gremios de Editores de España), z których wyczytałem, że w latach 2008-2017 komiksy stanowiły średnio ok. 2,7% rynku wydawniczego. W tym samym okresie w Hiszpanii ukazywało się od blisko sześciuset do ponad siedmiuset komiksów rocznie (niestety nie znalazłem informacji o tym, jaką część oferty stanowią wydawnictwa zbiorcze, a jaką zeszytówki). Dla przykładu – w 2013 roku w Hiszpanii sprzedano 6,9 mln. komiksów, o średniej cenie 7,66 euro, co przełożyło się na 53,5 mln. euro dochodów.
Tyle tytułem (przydługiego) wstępu. Nie pozostaje mi już nic innego, jak zaprosić Was do wirtualnej wędrówki śladami mojej niewirtualnej podróży po barcelońskich sklepach z komiksami… Ale czy na pewno nic? Nie! Jedna, jedyna kwestia wciąż stawia opór przejściu do rzeczy i wymaga wyjaśnienia. Otóż – sklepy odwiedziłem na przestrzeni trzech dni, na marginesie konwencjonalnego zwiedzania, gospodarując w tym celu godzinę tu, godzinę tam. Teoretycznie jednak możliwe jest odwiedzenie ich wszystkich w ciągu jednego dnia, poruszając się sześciokilometrową trasą, którą można pokonać spokojnym dreptem w niespełna dwie godziny. Mapkę takiej trasy zamieściłem na końcu wpisu.
Continuarà Comics (Via Laietana 29)
Trasę po najczęściej polecanych barcelońskich sklepach z komiksami rozpocząłem od najstarszego w mieście – Continuarà Comics, założonego w 1980 roku. Jako że był to pierwszy hiszpańskie sklep z komiksami, w którym stanęła moja noga, ujrzawszy jego ofertę, z zapałem neofity robiłem zdjęcie za zdjęciem, co chwilę żywiołowo wskazując towarzyszącej mi narzeczonej jakąś pozycję ze słowami: „Patrz, wydali tu [tu wstaw jeden z trzydziestu tytułów, które wywołały moje poruszenie]”. Cóż – był to etap, który musiałem przejść, dzięki czemu w kolejnych sklepach mogłem wykazać więcej rozumu i godności człowieka.
Niestety, jak okazało się już po powrocie do Polski, wybierając sklepy, które chciałem odwiedzić podczas wyjazdu, popełniłem kardynalny błąd, nie wczytując się w ich opisy. Wskutek tego straciłem główną atrakcję Continuarà Comics. O tym jednak za chwilę.
Do odwiedzin w sklepie zachęca asortyment prezentowany na oknach wystawowych, dający niezły pogląd na to, co znajdziecie wewnątrz – jest i amerykańska superbohaterszczyzna (zbiorcze wydania „Captain Marvel” i „Daredevila” od Panini Comics, a nawet sławetny liefeldowski Kapitan Ameryka), jak i niesuperbohaterszczyzna (Maus, „Y: Ostatni z mężczyzn”, wydana również niedawno w Polsce adaptacja coppolowskiego Drakuli, a nawet rzeczy od wydawnictwa Aftershock, co było dla mnie sporym zaskoczeniem), są frankofony („Tintin”, co oczywiste, ale również klasyczny „Alix”), rzeczy hiszpańskie (Inframundo, El Noi: Vida y muerte de un homber libre) i mangi.
Wewnątrz przywitała nas dwójka bardzo uprzejmych i dobrze mówiących po angielsku pracowników. Po upewnieniu się, że mogę robić w sklepie zdjęcia i krótkim rekonesansie po półkach, zasięgnąłem języka w najbardziej palącej mnie kwestii – czy maja sekcję anglojęzyczną. Pracownica pokazała mi niewielką półkę przy samej podłodze, na której znajdowały się głównie albumy z zakresu sztuki – od Hokusaia po Toma z Finlandii – i kilka książek o komiksie. Jeśli więc szukacie względnie nowych anglojęzycznych rzeczy, to raczej nie ten adres.
Przejrzawszy półkę anglojęzyczną, przystąpiłem do dokładniejszego oglądu oferty sklepu, której to część możecie zobaczyć na poniższych fotografiach.
Oferta hiszpańskiego rynku komiksowego jest bogata i po kilku minutach w sklepie nie sądziłem, że cokolwiek może mnie jeszcze zdziwić. Wtedy na półce z nowościami zobaczyłem wielkoformatowe wydania zbiorcze pasków „Flasha Gordona” Raymonda. A że Flasha Gordona uwielbiam (swego czasu pisałem na blogu, jak jego przygody wydawano w międzywojennej Polsce), dosłownie wryło mnie w ziemię. Dla zainteresowanych – wydania te mają po 120 stron i kosztują około 35 euro.
Na środku pomieszczenia znajduje się półka z wydawnictwami uporządkowanymi według autorów. Na fotografii możecie zobaczyć sekcję Franka Millera (w większości różne wydania serii „Sin City”, w tym dwa omnibusy, ale też Hard Boiled, Ronin, a nawet nieszczęsny Holy Terror). Miller płynnie przechodzi w Moebiusa, a poprzedzają go m.in. Scott McCloud i Attilio Micheluzzi.
Na podłodze natomiast znajdują się pojemniki z przecenionymi komiksami z drobnymi defektami, w cenach wahających się od dwóch do kilkunastu euro. To chyba najlepsza opcja dla osób pragnących przywieźć jakiś suwenir z wyjazdu, zwłaszcza tych, dla których język nie stanowi problemu.
Na przejrzeniu półki z defektami zakończyłem odwiedziny w Continuarà Comics. Przechodziłem co prawda obok zejścia do pomieszczenia na niższym poziomie, ale nie zajrzałem do niego, ponieważ widniał nad nim napis „MANGA”. A że manga – za wyjątkiem kilku twórców – jest mi obca niczym tożsamość osobowa trutniowi w ulu, uznałem, że dość ograniczony czas, jakim dysponowałem, lepiej będzie spędzić w oddalonym o około kilometr sklepie, z którym wiązałem największe oczekiwania. I był to błąd.
Oto bowiem – jak doczytałem w Internecie, będąc już w Polsce – na niższym poziomie poza sekcją z mangą mieści się dział antykwaryczny, w którym znajdują się m.in. archiwalne komiksy hiszpańskie i amerykańskie (w tym tytuły Marvela z lat 60. ubiegłego wieku), oryginalne plansze (amerykańskie, europejskie i hiszpańskie) i memorabilia filmowe (programy kinowe, broszury, karty promocyjne).
Sklep ma stronę internetową z możliwością zakupów online i facebookowy fanpejdż.
Freaks (Carrer d’Alí Bei 10)
Dwadzieścia minut spacerkiem od Continuarà Comics mieści się sklep, o którym sądziłem, że będzie stanowił główną atrakcję mojej trasy po Barcelonie. Spośród wszystkich odwiedzonych przeze mnie sklepów Freaks jest bowiem najbardziej wyspecjalizowany – skupia się na kinie grozy i pochodnych oraz amerykańskim komiksie z lat 50., 60. i 70. ubiegłego wieku. Przybytek ten figurował na kilku wykazach najlepszych sklepów i księgarni w Barcelonie, które przeglądałem przed wyjazdem, gdzie wskazywano na bogactwo jego oferty, co potęgowało moje i tak spore oczekiwania.
Rzeczywistość okazała się jednak zdecydowanie mniej kolorowa niż konstruowany przeze mnie w głowie obraz sklepu, w którym mógłbym spędzić pół dnia i nabyć kilka suwenirów. Po części wynika to z faktu, że (o ile dobrze rozumiem) na przestrzeni ostatnich dwóch lat sklep ograniczył działalność i drastycznie zmniejszyła się jego powierzchnia w stosunku do stanu opisywanego w przeglądanych przeze mnie wykazach. O tym jednak później.
W przypadku Freaks nie mam Wam do pokazania zbyt wielu zdjęć, ponieważ zapytany o możliwość fotografowania wnętrza sprzedawca nie wyraził entuzjazmu i pozwolił mi na zrobienie co najwyżej dwóch, trzech zdjęć. No cóż – jego prawo. Może miał wcześniej jakieś nieprzyjemne doświadczenia w tej materii. Może ściągały mu do sklepu hordy instagrametrów i instagramerek domagających się Taschenów za kilka fotek i relację? Kto wie?
Wnętrze sklepu, zajmującego przestronne pomieszczenie powstałe z połączenia dwóch mniejszych, nie odbiega znacząco wyglądem od większości podobnych mu miejsc. Miłym akcentem są wiszące ścianach oryginalne plakaty do filmów fantastycznych i grozy. Tuż przy kasie znajduje się niewielki regał z filmami na BD i DVD, jest też nieco figurek i innego merchu, większość oferty stanowią jednak wydawnictwa papierowe – głównie książki i magazyny poświęcone filmowi, książki i albumy o komiksie (w tym sporo Taschenów, m.in. The Complete Little Nemo, 1910-1927 i niemal pełny komplet „The Little Book of …”) oraz komiksy, głównie wydania zbiorcze i kolekcjonerskie. Na stole w głębi pomieszczenia znajduje się sekcja japońska z kilkunastoma albumami i książkami o ukiyo-e, yōkaiach i kinie.
Freaks to miejsce warte odwiedzenia przez osoby, które no hablo español, a chciałyby przywieźć z wyjazdu pamiątkę. O ile w Continuarà Comics sekcja anglojęzyczna jest mikra (nie uwzględniam tu działu antykwarycznego, którego ofertę znam tylko ze strony internetowej sklepu), o tyle we Freaks wydawnictwa anglojęzyczne stanowią na oko 1/4 asortymentu. Nie liczcie jednak na okazje – ceny są okładkowe lub nieco wyższe od okładkowych przy przeliczeniu dolarów na euro, przynajmniej w przypadku tych pozycji, na które zerknąłem.
Ceny okładkowe same w sobie nie są najgorszą opcją, odpadają wszak koszty przesyłki zagranicznej, zwłaszcza w przypadku wydawnictw amerykańskich. Wiele do życzenia pozostawiała jednak kwestia stosunku ceny do jakości. Część anglojęzycznego asortymentu Freaks była bowiem dość wymęczona – nie na poziomie często spotykanym w Empiku, ale zasługującym na rabat. Mieliśmy z narzeczoną odmienne przekonanie na temat przyczyn takiego stanu rzeczy – ja byłem (i wciąż jestem) zdania, że asortyment wyślizgali i wytarmosili klienci, ona z kolei, że część oferty to rzeczy z second handu. Jak przedstawia się to w rzeczywistości? – nie wiem.
Wykonawszy dwie fotografie wnętrza sklepu, które mogliście obejrzeć powyżej, szukałem – niczym jakiś fotograficzny Afrika Bombaataa – perfekcyjnej miejscówki, pozwalającej mi w jednym zdjęciu ująć bogactwo komiksowej oferty Freaks. Wybór padł na drugą gablotę na lewej ścianie.
Cóż my tu mamy? Anglojęzyczne książki poświęcone amerykańskiemu komiksowi – m.in, Comic Book Culture: An Illustrated History Rona Goularta, Thrill-Power Overload Davida Bishopa, Jerry Robinson: Ambassador of Comics N.C. Christophera Coucha, Matt Baker: The Art of Glamour Jima Amasha. Anglojęzyczne wydania zbiorcze amerykańskich komiksów ze Złotej Ery – Superman: The Golden Age Newspaper Dailies: 1947-1949 od DC Comics, Silver Streak Archives od Dark Horse. Są i anglojęzyczne rarytasy, takie jak wielkoformatowe Basil Wolverton’s Weird Worlds. Artist’s Edition od IDW i Little Nemo: Dream Another Dream od Locust Moon Press. Na półce znajduje się też sporo hiszpańskojęzycznych wydań zbiorczych amerykańskich pasków komiksowych z lat 30. XX wieku, a wśród nich m.in. wspominany już „Flasha Gordona” Raymonda, i „Secret Agent X-9” tegoż, „Prince Valiant” Fostera, „Phantom” i „Mandrake the Magician” Falka oraz „Terry and the Pirates” Caniffa. Między nimi znajduje się kilka hiszpańskojęzycznych edycji serii „The Chilling Archives of Horror Comics!” od IDW, zawierającej przedruki amerykańskich komiksów grozy sprzed wprowadzenia Kodeksu Komiksowego.
Fakt, że seria „The Chilling Archives of Horror Comics!” ukazała się w Hiszpanii, był dla mnie nie lada zaskoczeniem. Właściwie – największym zaskoczeniem podczas obchodu po barcelońskich sklepach z komiksami. Od dawna bowiem stoję na stanowisku, ze jeśli gdzieś ukazują się przedruki amerykańskich komiksów grozy z lat 50. ubiegłego wieku, znaczy to, że rynek komiksowy jest tam naprawdę rozwinięty. Mogę być jednak nieobiektywny, ponieważ komiksy te wielbię miłością czystą (w ubiegłym roku popełniłem na bloga tekst o przedstawianiu II wojny światowej w amerykańskich komiksach grozy z lat 50.).
Wygląda to niezgorzej, prawda? Sęk w tym, że „niezgorzej”, „całkiem w porządku”, „OK” to nie to, czego spodziewałem się po tak zachwalanym sklepie. W rekomendacjach czytałem m.in. że Freaks to nie tyle sklep, co trzy sklepy w jednym dedykowane „dziwnemu” kinu, klasycznemu komiksowi i różnorakim albumom. Wszystko to faktycznie można w nim znaleźć, tyle tylko, że przejrzenie całego asortymentu zajmuje co najwyżej pół godziny, a i rzadkich fantów próżno tam szukać.
Moje wrażenie z odwiedzin we Freaks byłyby z pewnością o niebo lepsze, gdybym zawitał do sklepu trzy lata wcześniej, gdy rzeczywiście zajmował on trzy pomieszczenia z osobnymi wejściami, każde przeznaczone na inny dział jego oferty. Z informacji, jakie udało mi się znaleźć w Internecie, wynika jednak, że w 2017 roku w miejscu działu z albumami powstała księgarnia z albumami Okulus Books, natomiast w pomieszczeniu, w którym wcześniej mieścił się dział komiksowy Freaks, od 2018 roku operuje sklep komiksowy Area 51. Ślad z niegdysiejszej skali działalności Freaks pozostał w Google Street View – na dostępnych w usłudze fotografiach, datowanych na czerwiec ubiegłego roku, nad pomieszczeniem, w którym mieści się obecnie Area 51, wciąż widnieje logo Freaks.
W Internecie nie znalazłem żadnych informacji o strukturze własnościowej Freaks, Area 51 i Okulus Books, nie mogę więc wykluczyć, że sklepy te mają jednego właściciela. Nie przypuszczam jednak – na półkach Freaks znajdują się zarówno publikacje dotyczące kina oraz filmy na BD i DVD, jak i albumy oraz komiksy i książki o nich, co sugeruje, że asortyment sprzedawany wcześniej w trzech różnych pomieszczeniach został przeniesiony do jednego, a tym samym, że Okulus Books i Area 51 to niezależne podmioty.
Sklep ma stronę internetową i facebookowy fanpejdż.
Norma Comics (Passeig de Sant Joan 9)
Tuż za rogiem, nieco ponad sto metrów od Freaks, mieści się Norma Comics – jeden z najstarszych (powstał w 1983 roku) i największy (700 m²) sklep komiksowy w Barcelonie, a zarazem najmniej charakterny z tych, które miałem okazję odwiedzić. W ubiegłym roku sklep został uhonorowano The Will Eisner Spirit of Comics Retailer Award, co jest nie lada wyróżnieniem, lecz przechadzając się po nim, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż nagrodzono go za bycie modelowym sklepem komiksowym. A że „modelowy” to inaczej „nijaki”…
Nie zrozumcie mnie źle – Norma Comics to przyjemne miejsce, z liczną i uprzejmą obsługą (o ile w pozostałych sklepach, do których zajrzałem, standardem było dwóch pracowników, tu naliczyłem ich ponad dziesięciu) i ogromnym asortymentem, pozwalającym w krótkim czasie nieźle zorientować się w aktualnej ofercie hiszpańskiego rynku komiksowego. Jeśli więc, będąc w Barcelonie, mielibyście czas na odwiedzenie tylko jednego sklepu komiksowego, a chcielibyście z grubsza rozeznać się, co wychodzi w Hiszpanii, Passeig de Sant Joan 9 to najlepszy adres. Jeżeli jednak szukacie miejsc, które są „jakieś”, skierujcie kroki gdzie indziej. Zwłaszcza jeśli interesują Was rzeczy z drugiej ręki lub wydawnictwa anglojęzyczne – tych w Norma Comics nie uświadczycie (dla pewności dopytałem o to obsługę, która, tak jak i w Continuarà Comics, dobrze mówiła po angielsku).
„Mają rozmach” – pomyślałem, przekraczając prób Norma Comics. Sklep przy Passeig de Sant Joan to istny labirynt pomieszczeń i alejek, w którym łatwo się pogubić, zwłaszcza jeśli – jak ja – ma się orientację w przestrzeni warana na Podhalu. Całkiem nieźle chyba oddają to poniższe fotografie, ale jeśli tego Wam mało, tu możecie odbyć wirtualną przechadzkę po sklepie.
W części internetowych mikrorecenzji i komentarzy, które przejrzałem przed wyjazdem, wyczytałem, że Norma Comics specjalizuje się w amerykańskim superhero. Przechadzając się po sklepie, zupełnie tego nie odczułem – lokalne wydania amerykańskich komiksów superbohaterskich stanowią sporą co prawda, ale tylko część jego oferty (na palec i oko oceniłbym ją na 1/5, może 1/4, ale nie jest to zbyt precyzyjna metoda pomiaru). Podejrzewam, że opinie te wynikają z faktu, że w Hiszpanii – po prostu – wydaje się dużo superbohaterszczyzny, głównie Marvela. Poniżej możecie zobaczyć część półki z nowościami z tego wydawnictwa.
Cóż my tu mamy? Decades: Marvel in the ’60s, Daredevil: Shadowland, Thing: Project Pegasus, wspominanego już przy okazji Continuarà Comics Kapitana Amerykę od Liefelda, Spider-Mana od McFarlane’a i Larsena, Thora od Ellisa i Deodato – a to tylko kilka pozycji z półki.
Komiksy Marvela ukazują się w Hiszpanii we wszystkich możliwych formatach – są standardowe trejdy (w tym sporo tytułów wydanych u nas przez Egmont w liniach Marvel NOW! i Marvel NOW! 2.0), twardookładkowe zbiorówki i integrale, a nawet ekskluzywne omnibusy. Są i zeszytówki. Co ciekawe Panini Comics wydaje je w trzech wariantach, odpowiadających kolejno jednemu, dwóm i trzem oryginalnym amerykańskim zeszytom. I tak na przykład: najnowszy (sierpniowy) numer serii „La Imposible Patrulla-X” zawiera 15., 16. i 17. zeszyt ostatniej póki co serii „Uncanny X-Men” (run Rosenberga i Larrocy), 50. numer „Inhumanos” – 4. i 5. zeszyt „Inhumans: One And Future King”, a 10. numer „El Immortal Hulk” –16. zeszyt „Immortal Hulk”. „Immortal Hulk”? „Uncanny X-Men” Rosenberga? Tak, tak – to świeże pozycje. Sporym zaskoczeniem było dla mnie, że hiszpańskie edycje zeszytówek Marvela ukazują się z niewielkim opóźnieniem w stosunku do wydań amerykańskich. A jak przedstawia się sprawa cen? W przypadku wydań sierpniowych zeszyt odpowiadający jednemu zeszytowi amerykańskiemu kosztuje 2,75 euro, dwóm – 3,5 lub 4 euro, a trzem – 6 euro.
Jak widać na fotografii, w sekcji Marvela oprócz komiksów można zakupić również zabawki figurki postaci z komiksów tego wydawnictwa. Wszelkiej maści merchu jest zresztą w Norma Comics sporo. Nie tylko komiksowego. Jest choćby popiersie Bruce’a Lee w skali 1:1, którego – jak podpowiadają internety – puszczono w świat tylko 500 sztuk.
Poniżej możecie zobaczyć część amerykańskiej oferty Norma Comics spoza wielkiej dwójki
Część amerykańskich komiksów wydawanych w Hiszpanii ukazała się także w Polsce – choćby „Kill or be Killed” Brubakera i Phillipsa, „I Hate Fairyland” Younga, „Providence” Moore’a i Burrowsa czy „Jupiter’s Legacy” Millara i Quitely’ego. Hiszpanie mogą jednak przeczytać we własnym języku sporo tytułów, w przypadku których polscy czytelnicy komiksów skazani są na oryginały. A są wśród nich niezgorsze rzeczy, takie jak „Crossed” (Ennis) i „Crossed +100” (Moore), „Edgar Allan Poe’s Haunt of Horror” Corbena (to rzecz jasna Marvel, bo imprint Max, ale komiks znajduje się w sekcji ogólnej amerykańskiego komiksu) i dwa tomy „Planet of the Apes Archives” od BOOM! Studios, zawierające przedruki czarno-białych komiksów z cyklu Planeta Małp wydawanych w latach 70. ubiegłego wieku przez imprint Marvela Curtis Magazines. Szanse na to, by ta ostatnia pozycja ukazała się u nas, są – podejrzewam – zerowe, a szkoda, bo być może wówczas więcej Polaków odkryłoby, skąd wziął się Beniamin Frezus. Wink, wink.
W Norma Comics godną reprezentacje mają również hiszpańskie wydania zbiorcze amerykańskich pasków komiksowych z lat 30. XX wieku, o których wspominałem już przy okazji Freaks.
Nie wiem, jak popularny jest w Hiszpanii Hellboy, ale fakt, że w Norma Comics dorobił się do spółki z B.P.R.D. własnej półki (no, 2/3 półki), skłania mnie do przypuszczenia, że raczej bardziej niż mniej. Po lewej stronie u góry stoi hiszpańskojęzyczna edycja powiększonego (28×43 cm), czarno-białego wydania pierwszego numeru miniserii Seed of Destruction, które ukazało się w USA na 25. rocznicę publikacji tego zeszytu. Cena tej przyjemności to 15,95 euro.
Norma Comics to również komiksy europejskie. Tych jednak nie będę komentował i zostawię Wam przyjemność rozpoznawania, co ukazało się w Hiszpanii, i porównywania oferty tamtejszego rynku komiksowego do rynku polskiego. Napiszę tylko, że jest tego sporo. No, może nie tylko to – dodam jeszcze, że na półce z europejskimi komiksami można znaleźć także tytuły amerykańskie, jak choćby „The Chilling Archives of Horror Comics!”. Czy to efekt pomyłki, czy działanie celowe – nie wiem.
Na zakończenie wątku Norma Comics, ciekawostka dla osób, które wciąż lamentują, że szansa na to, by w Polsce sensownie wydawany zostały tytuły Archie Comics, została pogrzebana – w Hiszpanii, jak widać, mają się one dobrze.
Sklep posiada stronę internetową z możliwością zakupów online i facebookowy fanpejdż.
Antifaz Comic (Carrer Gran de Gràcia 239)
Antifaz Comic mieści się ponad trzy kilometry od Norma Comics, w innej części miasta, dlatego też zajrzałem do niego dopiero następnego dnia. Jeśli, będąc w Barcelonie, nastawicie się na tradycyjną turystykę, z odhaczaniem kolejnych atrakcji, a sklepy z komiksami będziecie odwiedzać przy okazji, do Antifaz Comics możecie wybrać się po drodze z Parku Güell – to jakieś dwadzieścia minut drogi.
Antifaz Comic to jeden z najstarszych sklepów komiksowych w Barcelonie – działa od 1982 roku, co dumnie obwieszcza napis przy drzwiach wejściowych. Choć skalą działalności i bogactwem oferty nie może się on równać w Norma Comics, ani nawet Continuarà Comics, jest najsympatyczniejszym z barcelońskich sklepów z komiksami, które miałem okazję odwiedzić.
Gdy weszliśmy do środka, przywitali nas siedzący za kasą mężczyzna i kobieta, na oko czterdziesto-, pięćdziesięciokilkuletni, być może właściciele sklepu. Kobieta czytała komiks. Nie nabijała cenę. Nie kartkowała. Czytała. I od razu zrobiło się przyjemnie.
Choć sklep nie jest duży, ofertę ma sporą, a przy tym różnorodną. Po lewej stronie zaraz przy wejściu mieści się merch, po prawej – manga. Układ działów w głównej części sklepu jest prosty i czytelny. Pierwsze półki po lewej stronie zajmują powieści graficzne i zbiorcze tomy amerykańskich tytułów niesuperbohaterskich, dalej zaś znajdują się komiksy europejskie. Prawa ściana to domena superhero. Kolejno: Marvel, DC i drobnica z innych wydawnictw. Z tylu dział z powieściami fantastycznymi i resztą asortymentu. Większość pozycji ułożona jest grzbietem do przodu, wybrane tytuły, z reguły najświeższe, ustawione są w dolnej części półek frontalnie.
Poniżej możecie zobaczyć fragment ściany z powieściami graficznymi i komiksami europejskimi.
Na ścianie superbohaterskiej dominuje Marvel od Panini Comics. Szczególne wrażenie zrobił na mnie rząd przegródek z serią Marvel Gold – liczącymi około 500-600 stron omnibusami z komiksami z lat 60., 70. i 80. ubiegłego wieku.
Inną ciekawą serią wydawniczą, której grzbiety możecie zobaczyć na poniższej fotografii (u góry po lewej), jest Marvel Limited Edition, gdzie ukazały się m.in. serie „Dracula Lives!”, „Vampire Tales!”, „Tales of Zombie” oraz „Master of Kung Fu”. Oprócz tego na zdjęciu widoczne są m.in. „Hawkeye” Fractiona i Aji w blisko sześćsetstronicowym integralu, „Vision” Kinga, „Marvels”, „Universe X” i od groma Daredevilów. Wprawne oczy z pewnością dostrzegą też „X-Men: Grand Design” Piskora.
W dziale superbohaterskim znajdziecie też pudła z zeszytówkami z drugiej ręki. Jeden z nich zawiera trochę losowych zeszytów amerykańskich sprzedawanych za euro od sztuki. Nie wypatrzyłem w nim niczego wartego uwagi, ale też niczego takiego znaleźć się nie spodziewałem.
Na podłodze zaraz za kasą, po obu stronach pomieszczenia, znajdują się wydawnictwa przecenione. Co prawda tylko hiszpańskojęzyczne, ale jeśli szukacie taniej pamiątki z wyjazdu i nie przeszkadza Wam język, warto rzucić okiem. Sam kupiłem tam za dwa euro wydanie zbiorcze pasków „Terry and the Pirates” z lat 1934-1936, które ukazało się w 2005 roku nakładem Planeta DeAgostini.
Na dział z książkami tylko pobieżnie rzuciłem okiem, odnotowałem tam jednak polski akcent.
Wspominałem już, że w Norma Comics i Continuarà Comics obsługa dobrze mówiła po angielsku. Tak samo było w Area 51, gdzie dowiedziałem się od sprzedawcy, że książki o hiszpańskim komiksie są, a i owszem, dostępne na rynku, ale tylko w języku hiszpańskim. W przypadku Freaks trudno mi to ocenić, ponieważ przy pierwszej wymianie zdań ze sprzedawcą wystąpiły trudności komunikacyjne, ale później na pytania o to, czy taką a taką pozycję znajdę w sklepie, odpowiadał on już lepiej. Być może początkowo zbył mnie, sądząc, że przyszedłem tylko zrobić zdjęcia i nie mam zamiaru niczego kupić. W Antifaz Comic wyglądało to zgoła inaczej – choć angielski pani, która stała za kasą, był… no, powiedzmy, że dość umowny, była ona bardzo życzliwa i chętna do pomocy (pytałem ją m.in. o jakieś numery magazynu „Totem”, lecz niestety nie mieli). Kiedy wychodziliśmy, powiedziała nam nawet, żebyśmy wybrali się w niedzielę na targ przy Mercat de Sant Antoni, ponieważ można znaleźć tam sporo starych komiksów.
Na marginesie: Pod Mercat de Sant Antoni zajrzeliśmy i rzeczywiście – było tam kilkanaście stoisk z komiksami, książkami, filmami, gazetami, czasopismami i pornografią. Niestety, spieszyliśmy się do muzeum i stwierdziliśmy, że wrócimy na targ później, kiedy jednak to zrobiliśmy, niemal wszyscy sprzedawcy już się zebrali. Powiedziano nam wtedy, że stragany zwijają się około 14:00. Jeśli więc będziecie w Barcelonie i zechcecie się tam wybrać (a warto), zróbcie to około 10:00-11:00.
Sklep ma pomysłową stronę internetową z wirtualną przechadzką po ręcznie rysowanym wnętrzu budynku i facebookowy fanpejdż.
Llibreria Universal (Ronda de Sant Antoni 9)
W ostatni dzień pobytu w Barcelonie zawitałem jeszcze Llibreria Universal – sklepu, który warto odwiedzić, jeśli chciałoby się przywieźć z wyjazdu jakąś anglojęzyczną pamiątkę. W drodze wyjątku nie pokażę Wam zdjęcia witryny sklepu w chwili, gdy ten jest otwarty, a to dlatego, że o niebo lepiej wygląda on, gdy jest zamknięty. A to za sprawą malunku, na którym widnieje Gurēto Majingā, znany także jako Great Mazinger.
W sklepie znajdziecie wszystkie rodzaje komiksów wydawanych w Hiszpanii – od pozycji lokalnych, przez europejskie (tak, wiem, że Hiszpania leży w Europie) i japońskie, po amerykańskie. Zeszyty, trejdy, twardookładkowe seryjne wydania zbiorcze, integrale i omnibusy, a także wielkoformatowe wydawnictwa kolekcjonerskie. Oprócz tego: merch, albumy i książki o komiksie, beletrystyka oraz gry planszowe.
Jeśli dotarliście do tego fragmentu wpisu, prawdopodobnie wolelibyście, by do końca było bliżej niż dalej, więc nie będę się rozwodził nad hiszpańskojęzyczną ofertą sklepu. Pokażę tylko kilka zdjęć poszczególnych sekcji.
Na początek amerykańska superbohaterszczyzna – Marvel, DC i Valiant (ten ukazuje się w Hiszpanii nakładem wydawnictwa Medusa Cómics, które ma w ofercie niewiele innych rzeczy).
Dalej – manga (plus trochę Europy i amerykańskiego niezalu).
Tu z kolei wszystkiego po trochę – Hiszpania, Europa, USA spoza mainstreamu, a w bonusie kilka wydań zbiorczych amerykańskich pasków komiksowych („Prince Valiant”, „Flash Gordon”).
To, co wyróżnia Llibreria Universal na tle pozostałych barcelońskich sklepów z komiksami, które odwiedziłem, mieści się na samym jego końcu. Tam bowiem poza grami planszowymi, nowszymi i starszymi zeszytówkami…
… i pudłami z przecenionymi pozycjami (sprzedawca podkreślał, że to przecena, a nie second hand)…
… znajduje się sekcja anglojęzyczna.
A tam trejdy, essentiale, integrale i omnibusy. Zeszytówek niet. Wybór jest spory – od współczesnych kocopołów, przez najlepsze dekady amerykańskiego komiksu superbohaterskiego (lat 70. i 80. XX wieku), po klasykę, taką jak „The Boy Commandos” i „Newsboy Legion” Simona i Kirby’ego.
Ceny są dość korzystne, ponieważ sklep liczy sobie cenę okładkową przy przeliczniku 1:1 (czyli: za komiks, którego cena okładkowa to 29,95 dolarów, płacimy 29,95 euro). Wiadomo – można kupić taniej, ale tu odpada koszt przesyłki, poza tym widzimy, w jakim stanie jest komiks.
Jeśli więc nie znacie hiszpańskiego, a chcielibyście przywieźć do kraju jakiś suwenir, który będziecie w stanie przeczytać, Llibreria Universal to miejsce dla Was.
Sklep ma stronę internetową z możliwością zakupów online i facebookowy fanpejdż.
Jak objeść wszystkie te sklepy w jeden dzień?
Wspominałem już, że choć sam odwiedziłem te pięć sklepów na przestrzeni trzech dni, teoretycznie istnieje możliwość, by obejść je w ciągu jednego dnia. Nie jest to łatwe (zwłaszcza jeśli chcemy w tym czasie również obejrzeć miasto), lecz wykonalne. Trick polega na tym, by opracować trasę tak, aby wstrzelić się w godziny otwarcia sklepów (bo to, że trzeba ustawić je sobie tak, by nie krążyć w tę i we w tę po mieście, to oczywista oczywistość). Kluczowe są tu godziny sjesty, między 14:00 a 17:00, ponieważ trzy z pięciu sklepów są wtedy zamknięte.
Dla porządku podaję godziny otwarcia sklepów: Norma Comics – 10:30-20:30, Continuarà Comics – 10:30-21:00, Freaks – 10:00-14:00, 17:00-21:00, Llibreria Universal – 9:30-14:00, 16:30-20:30, Antifaz Comic: 10:30-14:00, 17:00-20:30.
Trasa, którą opracowałem, nie jest zbyt długa, ma bowiem niespełna sześć kilometrów, co przekłada się na siedemdziesiąt minut tempem googlemapowym. W rzeczywistości pewnie zajęłaby dłużej. W końcu to obce miasto, dodatkowo samo w sobie będące atrakcją.
W pierwszym rzędzie radziłbym Wam, byście wyszli z miejsca, w którym nocujecie, tak by pojawić się przed Llibreria Universal tuż przed otwarciem o 9:30 (być może kripując tym pracowników, choć, siedząc w tej branży, pewnie widzieli dziwniejsze rzeczy). Jeśli będzie to Wasz pierwszy hiszpański sklep z komiksami, pewnie zechcecie spędzić w nim nieco więcej czasu. Dajmy sobie jednak na to godzinę. W Llibreria Universal sugerowałbym skupić się na wydawnictwach anglojęzycznych oraz rzeczach lokalnych – europejski i amerykański mainstream oraz manga są w każdym innym sklepie. Następnie skierujcie się do Continuarà Comics. Zakładając, że droga zajmie wam pół godziny, przed drugim sklepem staniecie o 11:00. Tam, jak podejrzewam, może zejść Wam sporo czasu, zwłaszcza jeśli będziecie chcieli zajrzeć do działu antykwarycznego, którego nie dane było mi odwiedzić. Jeżeli w Continuarà Comics spędzicie dwie godziny, zostanie Wam równa godzina na odhaczenie Freaks, który jest nieczynny między 14:00 a 17:00. To wykonalne, jako że sklepy dzieli około dwadziestu minut drogi, a czterdzieści minut w zupełności wystarczy, by przejrzeć asortyment Freaks. Być może też będziecie mieli większą rezerwę czasową. W takim wypadku możecie zajrzeć na chwilę także do Area 51 albo spędzić więcej czasu we Freaks.
Ufff. Jest godzina 14:00 i macie już za sobą trzy sklepy. Niestraszna Wam teraz sjesta, gdyż w Norma Comics się jej nie uznaje. Nie zmęczycie się też, bo od Freaks do Norma Comics macie, jak pisałem wcześniej, minutę. W sklepie możecie spędzić więcej czasu, ponieważ ostatni punkt na naszej mapie – Anfiaz Comic – będzie otwarty dopiero o 17:00. Możecie nawet się zrelaksować lub spróbować coś przekąsić, choć o tej porze jest to trudne. Jeśli w poprzednich sklepach ignorowaliście amerykański i europejski mainstream, to w Norma Comics będziecie mieli możliwość przyjrzeć się mu na spokojnie (bo i jest go tam sporo). Zakładając, że nie robiliście wcześniej przerwy, a w sklepie spędzicie dwie godziny, ostatni – najdłuższy – odcinek trasy rozpoczniecie o 16:00. Do Antifaz Comic macie ponad trzy kilometry, więc w jego okolicy pojawicie się pewnie nieco po 17:00. Możecie wtedy odpocząć i coś zjeść, ponieważ jesteście na nogach od rana, sklep będzie czynny jeszcze ponad trzy godziny, a knajpy są znów otwarte. Nie podejrzewam, by w Antifaz Comic zeszło Wam dłużej niż godzinę, więc zostanie jeszcze ździebko dnia, które będziecie mogli przeznaczyć na inne rzeczy. Na przykład: zastanowienie się, czy było warto.
Tekst pochodzi z 2019 roku.