Ten piękny czechosłowacki plakat do filmu Omen (The Omen, 1976, Richard Donner), udostępniony przez Ryjówka – Blog Wszechkulturowy, przypomniał mi anegdotkę, którą z dwadzieścia lat temu opowiedział mi ówczesny znajomy, co to był metaluchem, jak się patrzy i trochę bardziej.
Mówił, że gdy był na dłużej w Czechach, wybrał się spontanicznie na koncert jakiegoś deathmetalowego zespołu do jakiejś knajpy (nazwy knajpy, ani zespołu, jak twierdził, nie pamiętał), bo tęskno mu było do solidnego łojenia na żywo. W knajpie, mówił, wszystko w porządku – na sali mrok, scena oświetlona na ciemnozielono, nawet generator dymu się znalazł. Zespół, mówił, też w porządku – włosy długie, trochę dżinu, trochę skóry, ćwieki. Zaczynaj grać – mówił – i jest dobrze. Solidnie łoją, są przebłyski napierdalania. Pod ścianami – mówił – ludzie rytmicznie kiwają głowami, a pod sceną pojawia się nieśmiała sugestia pogo. Wokalista – mówił – zaczyna ryczeć. Jest moc, a on sam jest o tyle od headbangowania. Zaczyna jednak wyłapywać pojedyncze słowa tekstu. I nagle słyszy: „V temné noci do temného hradu přichází Satan!”. I czar pryska. Wychodzi.
Tak przynajmniej mi to opowiadał. Nie wiem, czy anegdota była prawdziwa, czy może ją zmyślił, ale z pewnością była przednia.
Tyle tylko, że ja, przechodząc wówczas okres fascynacji XIII. století, nie rozumiałem, co go w tym tekście zraziło.
Wpis pojawił się na fanpejdżu 21 lipca 2022 roku.