Drobna myśl w temacie „Wojny światów” Wellsa

Gdy tylko to odnotowałem, że niedawno mieliśmy 77. rocznicę śmierci Herberta George’a Wellsa, uznałem, że teraz już naprawdę muszę odświeżyć sobie „Wehikuł czasu, do czego od dawna się przymierzałem. I jak uznałem, tak zrobiłem.

Na ilustracji możecie zobaczyć okładkę drugiego polskiego wydania powieści z 1925 roku, a zarazem pierwszego z tytułem Wehikuł czasu – w 1989 roku ukazała się jako Podróż w czasie (nawiasem: oba wydania są dostępne w zasobach biblioteki cyfrowej Polona).

Ukazano na niej przedstawiciela rasy Morloków, jednej z dwóch ras, na które w przyszłości podzieliła się ludzkość. Morlokowie żyli pod ziemią, a nocami wychodzili z podziemi, by porywać Elojów, których później pożerali. Ilustracja jest zgodna z tym, jak Morloków opisał Wells.

Ale żeby wpis nie sprowadzał się do (skądinąd fajnego) obrazka, mam dla Was jeszcze pewną myśl. Podejrzewam, że nieszczególnie oryginalną, ale i tak się nią podzielę.

Otóż: Wehikuł czasu to trudno adaptowalną do innego medium, a zwłaszcza do filmu. To znaczy – jej fabułę łatwo odtworzyć, wszak ta nie jest skomplikowana, lecz adaptacja będzie raczej naskórkowa, sprowadzająca się do fabuły właśnie (ewentualnie: jej udziwniania), a gubiąca największy walor powieści, czyli jej aspekt socjologiczny i filozoficzny. Bo przecież sporą jej część stanowią próby poznania przez bohatera świata przyszłości i wyjaśnienia, jak ten zaistniał, w odwołaniu do sytuacji z końca XIX wieku.

Tak na przykład próbuje wyjaśnić podział ludzkości na rasy Elojów i Morloków:

Patrząc na to z punktu widzenia problemów naszego wieku, uznałem za całkiem jasne, że obecne stopniowe, lecz ograniczone jednak czasem zwiększanie się społecznej różnicy pomiędzy kapitalistą a robotnikiem jest kluczem do całego systemu. Zapewne wyda się to wam śmieszne, szalone i zupełnie nie do wiary, że istnieją już teraz pewne dowody na to, iż myśl ludzka dąży obecnie w tym kierunku. Już dzisiaj spostrzegamy tendencję do spożytkowania przestrzeni podziemnych dla mniej estetycznych celów cywilizacji. Istnieje na przykład w Londynie kolej podziemna, powstają nowe jej rozgałęzienia, tunele, podziemne pracownie i restauracje, a wszystko to mnoży się i rośnie. Dążność powyższa, jak sądzę, wzrastała ustawicznie, aż wreszcie przemysł stracił stopniowo przyrodzone prawo do światła dziennego. Sądzę więc, że schodzono coraz głębiej i głębiej, tworzono coraz większe i większe fabryki i spędzano w nich coraz więcej czasu, aż w końcu… A czyż dzisiaj robotnik z East Endu nie żyje już w tak sztucznych warunkach, że odcięty jest faktycznie od naturalnej powierzchni ziemi?

Nieustanny pęd bogaczy do wykwintu, przy stale się pogłębiającej różnicy między nimi a rzeszą nieokrzesanych biedaków, sprawia, że bogacze dążą nieustannie do zagarnięcia we własnym interesie znacznych obszarów na terenie kraju. Wokół Londynu na przykład prawie połowa ładniejszych okolic jest już niedostępna.

I właśnie owa stale pogłębiająca się przepaść, powstała na skutek stale się powiększającego wykwintu życia bogaczy i poziomu ich wykształcenia, udaremniać będzie coraz bardziej przenikanie ludzi z jednej warstwy do drugiej, uniemożliwiać awans społeczny przez zawarcie małżeńskich związków, co opóźnia jeszcze w chwili obecnej proces rozdziału społeczności na dwie odrębne warstwy. W końcu na powierzchni ziemi pozostaną posiadacze, których celem życia będzie przyjemność, wygoda i piękno, a pod powierzchnią ziemi pracujący lud, przy czym ludzie pracujący będą się przystosowywali coraz bardziej do warunków pracy. A gdy już raz to uczynią, bez wątpienia będą potem musieli płacić czynsz, głównie za samą tylko wentylację swych jaskiń. Jeżeli zaś odmówią, zostaną zagłodzeni i uduszeni w podziemiach. Ci spośród nich, których sama natura urobi na nieszczęśliwych i buntujących się, wymrą, aż w końcu zapanuje równowaga: ci, co przetrwają, będą już tak dobrze przystosowani do warunków życia pod ziemią i tak szczęśliwi w swoim położeniu, jak lud na powierzchni ziemi w swoim. Podług mego zdania, zarówno wykwintną piękność, jak i chorobliwą bladość przyniósł wyłącznie naturalny rozwój stosunków.

Wielki triumf ludzkości, o którym marzyłem, w odmiennym mi się już teraz przedstawiał świetle. Takiego rozkwitu wychowania moralnego i współdziałania powszechnego, jaki sobie wyobrażałem, nigdy nie było. Zamiast tego dostrzegłem prawdziwą arystokrację uzbrojoną w udoskonaloną wiedzę i rozwijającą logicznie dalej system przemysłowy doby obecnej. W jej triumfie było nie samo tylko proste opanowanie przyrody, lecz owładnięcie zarazem przyrodą i bliźnim[1].

[1] Herbert George Wells, Wehikuł czasu, przeł. Feliks Wermiński, [w:] Tegoż, Opowieści fantastyczne, Tom I, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976, s. 182-183.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 14 sierpnia 2023 roku

Dodaj komentarz