Historia powstania drugiego numeru „Daredevil Comics” to jedna z najpopularniejszych narracji założycielskich amerykańskiej branży komiksowej. I, w przeciwieństwie do wielu z nich, jest prawdziwa.
A było to tak.
Na początku lat 40. XX wieku szał na komiks superbohaterski osiągnął w USA taką skalę, że sprzedawało się wszystko, co nosiło rajtuzy i miało niezwykłe umiejętności. Problemem nie było wymyślenie postaci, która trafi w gusta czytelników, ponieważ nawet jeśli wydawca nie miał w swej stajni Kapitana Marvela czy Supermana, i tak bez problemu osiągał wyniki sprzedaży na poziomie od 100 do 200 tys. egzemplarzy. Nie było nim też zorganizowanie twórców, którzy zapewnialiby stały dopływ nowych historii, ponieważ tych było na pęczki, a większość pracowała za grosze. Problemami, z jakimi borykali się wydawcy, było pozyskanie kapitału na druk, wstrzelenie się w wolny termin w drukarni, a przede wszystkim – zdobycie papieru.
Pewnego razu, na początku marca 1941 roku, Lev Gleason, właściciel Lev Gleason Publications, dostał propozycję zakupu kilku milionów stron papieru, musiał jednak zamówić go tu, teraz, zaraz, inaczej sprzedawca zwróciłby się do kogoś innego. Co więcej, musiał papier przekuć w komiks w tempie ekspresowym, gdyż inaczej jego dystrybutor nie zgodziłby się wyłożyć zaliczki, którą mógłby przeznaczyć na zakup papieru. Koniec końców, Gleason zadeklarował, że komiks trafi do drukarni w najbliższy poniedziałek, uzyskał zaliczkę i zapłacił za papier. Szkopuł w tym, że był piątek.
Gleason zwrócił się wówczas do Charlesa Biro i jego współpracownika, niesławnego Boba Wooda. Powiedział im, że potrzebuje na poniedziałek 64 strony premierowego materiału, i że nie interesuje go, co się w nim znajdzie, byleby bohaterem głównej historii był Daredevil, najbardziej rozpoznawalny heros ze stajni Gleasona. Wiadomo – Daredevil dał wcześniej w pysk Hitlerowi, i to nie tylko na okładce, jak Kapitan Ameryka, ale i wewnątrz komiksu.
Biro i Wood zorganizowali do pomocy braci Wooda – Dicka i Dave’a, również pracujących w branży – oraz Jerry’ego Robinsona, który z kolei ściągnął Berniego Kleina i Morta Meskina, będących wówczas jego współlokatorami, oraz George’a Roussosa, po czym przystąpili do pracy w niewielkim studio, dzielonym przez Biro, Wooda i Robinsona. Studio miało tylko dwa stoły do rysowania, jeden z nich był jednak na tyle duży, by mogło przy nim pracować dwóch rysowników. Ci, którzy w danym momencie nie mogli pracować przy stole, robili to na podłodze, na zaimprowizowanych tablicach do rysowania
Ekipa pracowała na tak wysokich obrotach, że umknęła im burza śnieżna, która zaatakowała Nowy Jork w nocy z piątku na sobotę (słynna zamieć z 7 na 8 marca 1941 roku, w wyniku której miasto przykryła półmetrowa warstwa śniegu, w wielu miejscach znacznie wyższa). Rysownicy odkryli to dopiero w sobotni ranek, kiedy, wygłodniali, postanowili zorganizować jedzenie, a za drzwiami powitała ich wysoka na półtora metra zaspa. Ekipa ciągnęła losy, by ustalić, kto uda się na miasto z misją poszukiwania pożywienia. Padło na Kleina.
W czasie, gdy Klein walczył z żywiołem, reszta ekipy walczyła ze zleceniem Gleasona. Mijały godziny. Ekipa zaczęła podejrzewać, że Klein porzucił ich lub zamarzł na śmierć (trudno powiedzieć, którą opcję wygłodniali, zdenerwowani rysownicy uważali za gorszą). W końcu jednak Klein powrócił. Niestety, udało mu się zdobyć tylko dwie butelki mleka i tuzin jajek… a studio nie miało kuchenki. Rysownicy zerwali więc kafelki z łazienki, rozbili na nich jajka i usmażyli je nad ogniem z podpalonych skrawków papieru. Branżowa legenda głosi, że ten tuzin jajek to jedyne, co ośmiu dwudziestolatków zjadło do poniedziałkowego poranka.
Udało im się jednak – w poniedziałek do drukarni trafił blisko siedemdziesięciostronicowy komiks, zawierający dziewięć komiksów i jedno dwustronicowe opowiadanie, stworzony od zera od piątku wieczorem do poniedziałku rano. Kilka dni później komiks trafił do sprzedaży (na okładce zeszyt datowany jest na sierpień, lecz wówczas powszechną praktyką było postdatowanie komiksów, które trafiały do sprzedaży nawet na kilka miesięcy wcześniej niż wskazywano na okładce).
„Daredevil Comics” ukazywał się do 1956 roku, kiedy to Gleason porzucił biznes komiksowy. Łącznie opublikowano 134 zeszyty. Sam Daredevil pojawił się tylko w 69 zeszytach – w wyniku spadku popularności komiksów superbohaterskich postać tę usunięto z komiksu w 1950 roku.
Cała seria „Daredevil Comics”, jak i pozostałe publikacje wydawnictwa Gleasona, znajduje się w domenie publicznej – drugi zeszyt można przeczytać i pobrać tutaj. Poniżej prezentuję okładkę i kilka przykładowych plansz.
Historię przytaczam za: Gerard Jones, Men of Tommorrow: Geeks, Gangsters, and the Birth of the Comic Book, Basic Books, New York 2004.
Wpis pojawił się na fanpejdżu 1 maja 2018 roku.