Serial fantastyczny o Atlantydzie okiem Anny Zahorskiej

Od jakiegoś czasu co wtorek prezentuję na fanpejdżu materiały prasowe z czasów PRL-u poświęcone filmom fantastycznym. Dziś mam w temacie polskiej prasy i fantastyki filmowej coś starszego.

W maju 1937 roku na łamach poznańskiej „Kultury” Anna Zahorska zrecenzowała Władcę państwa podwodnego, czyli serial kinowy Undersea Kingdom wyprodukowany rok wcześniej przez RKO (a raczej film pełnometrażowy zmontowany z odcinków serialu).

Według niej „cały ten film jest bujdą z trickami, przypominającą pierwsze czasy filmu, kiedy scenariusze nie miały ani gustu, ani prawdopodobieństwa, ani literatury i zaspakajały najlichszą żądzę sensacji u publiczności”. Ponadto przedstawiona w nim wizja Atlantydy „nie jest […] zupełnie zgodn[a] z hipotezami uczonych”, warto więc było przed jego realizacją ” przeczytać choćby parę artykułów o Atlantydzie lub choćby zajrzeć do książki „Les grands initiés” Edwarda Schure”.

Zahorska stwierdziła również, że film powstał na podstawie powieści fantastycznej (nie powstał), a w roli głównej wystąpił Lon Chaney Jr. (nie wystąpił).

Poniżej możecie przeczytać całą recenzję:

„Władca państwa podwodnego” w kinie „Światowid” oparty jest na powieści fantastycznej. Po zniszczeniu Atlantydy, dzięki wynalazkom technicznym, udało się mieszkańcom zatrzymać na dnie oceanu powietrze i ocalał cały kraj podwodny. Kraj ten jest zrobiony w filmie na wzór starorzymski. Nie jest to zupełnie zgodne z hipotezami uczonych: przypuszczają, że ląd zaginionej Atlantydy miał cywilizację podobną czy to do egipskiej, czy to do resztek prastarej przedinkasowskiej cywilizacji południowo-amerykańskiej, która przez Atlantydę przerzuciła się do Ameryki. Zostały o tym lądzie podania starożytne, cy­towane później przez Greków. Warto było, kręcąc film z tej powieści dość bzdurnej, przeczytać choćby parę artykułów o Atlantydzie lub choćby zajrzeć do książki „Les grands inities” Edwarda Schure — byłaby jakaś podstawa realniejsza do tej wizji, jakkolwiek nie należy brać poważnie fantazji teozofów.

Wspaniałe konie, uganiające się z tętentem czwórkami, zaprzężonymi do archaicznych rydwanów, niesamowicie wyglądają na dnie oceanu. Cały ten film jest bujdą z trickami, przypominającą pierwsze czasy filmu, kiedy scenariusze nie miały ani gustu, ani prawdopodobieństwa, ani literatury i zaspakajały najlichszą żądzę sensacji u publiczności.

Co do tego filmu, to pomimo licznych sztuczek i nieprawdopodobieństw, jest w nim literatura: walka europejczyków, którzy trafili na dno morza ze straszliwym chanem (skąd znowu chan wśród ocalałych resztek ludności prastarej Atlantydy, która nic o Mongołach nie wiedziała?), który chce wypłynąć na powierzchnię oceanu, by przy pomocy swych wynalazków zniszczyć ludzkość) na ziemi.

Bohater Crash Corrigan (Lon Chaney junior) nie tyle gra, ile boksuje się, przewraca i wyczynia wszelakiego rodzaju gimnastykę. To leci na ścigłej kwadrydze, to skacze ze skał i drabin, to powala po czterech atletów naraz. Kiedy się już zrujnowano na piękne konie i kwadrygi, wykorzystano je do najdalszych granic i uganiają się one przez cały czas w tył i przód bez żadnego umiarkowania. Zresztą z przyjemnością dla widza, gdyż gonitwy te są naprawdę malownicze.

Nawiasem: Recenzja ta jest jedynym materiałem, jaki znam, w którym jaki polski tytuł Undersea Kingdom podano Władcę państwa podwodnego. W pozostałych figuruje Władca podwodnego świata.

Dane bibliograficzne: Anna Zahorska, Recenzje filmowe: Marokko, Atlantyda i Irlandia na filmie, „Kultura: Tygodnik literacki, artystyczny i społeczny”, nr 22(60),  30.05.1937, s. 7.

Dodaj komentarz