Tak sobie czasem myślę, że dla Mariana Wawrzenieckiego lepiej byłoby, gdyby pod koniec pierwszej dekady XX wieku wyjechał do USA, bo wtedy zamiast toczyć wojnę z połową polskich środowisk artystycznych i znosić łatkę króla kiczu, mógłby zostać cenionym twórcą okładek i ilustracji do magazynów pulpowych.
A oto osiem dowodów.