„Shiri”, czyli pierwszy „koreański blockbuster”

Znacie film Shiri (Swiri, 1999, Je-kyu Kang)? Jeśli nie, a interesujecie się kinem Korei Południowej, to polecam nadrobić. Nie gwarantuję, że się Wam spodoba, ale obejrzeć warto. Choćby po to, by móc powiedzieć, że widziało się film, który zapoczątkował renesans południowokoreańskiego kina z początku XXI wieku.

Bo że zapoczątkował, to w historiografii tamtejszego kina rzecz bezdyskusyjna. Właściwie każda osoba pisząca o renesansie południowokoreańskiej kinematografii przywołuje ten tytuł i podkreśla jego wagę dla tego procesu – zarówno ze względu na jego spektakularny wynik komercyjny, jak i zapoczątkowanie przezeń formuły „koreańskiego blockbustera”.

A sukces był to niebywały, bowiem film obejrzało w Korei Południowej 5,82 miliona widzów – był to wynik lepszy od tych, jakie osiągnęły tam takie amerykańskie przeboje, jak Titanic (1997, James Cameron), Mumia (The Mummy, 1999, Stephen Sommers) i Gladiator (2000, Ridley Scott). Ponadto film został sprzedany do kilku krajów azjatyckich, gdzie również cieszył się popularnością – w Japonii obejrzało go 1,2 miliona widzów.

Shiri to thriller szpiegowski, obficie czerpiącym ze wzorców hollywoodzkich i hongkońskiego kina akcji spod znaku Johna Woo. Opowiada o dwóch południowokoreańskich agentach, którzy ścigają działającą w ich kraju północnokoreańską agentkę. Sprawę komplikuje przybycie do Seulu całego oddziału północnokoreańskich agentów planujących dokonanie zamachu na życie przywódców Korei Południowej i Korei Północnej podczas meczu towarzyskiego między drużynami piłki nożnej tych państw.

Film jest jak na standardy ówczesnego południowokoreańskiego kina bardzo widowiskowy – nie chodzi przy tym wyłącznie o wybuchy i strzelaniny (w tym strzelaniny na otwartej przestrzeni miejskiej), ale i scenę rozgrywającą się wypełnionymi ludźmi stadionie. Wszystko dzięki rekordowemu wówczas budżetowi, wynoszącemu równowartość – według różnych wersji – od 2 do 5 milionów dolarów.

Shiri to film interesujący nie tylko ze względu na jego historyczne znaczenie dla południowokoreańskiego kina, blockbusterowy charakter i walory rozrywkowe, ale też z racji sposobu, w jaki zostali w nim przedstawieni północnokoreańscy agenci, na czele z ich przywódcą – Parkiem, w którego wcielił się znany z Oldboya (Oldeuboi, 2003, Chan-wook Park) Min-sik Choi.

Park nie jest bowiem demonicznym komunistą czy kreskówkowym szwarccharakterem, lecz postacią w pewnym przynajmniej stopniu tragiczną. Południowokoreańska widownia z pewnością nie mogła z nim sympatyzować, ale współczuć mu już jak najbardziej. Jego udział w planowanym zamachu nie wynika z zaczadzenia ideologią, lecz autentycznej chęci zjednoczenia Korei, choć na drodze wojny i zajęcia południa przez północnokoreańską armię.

W jednej ze scen Park dzwoni do głównego bohatera z centrum miasta ze słowami: „Pijane dzieciaki wrzeszczą na ulicach, podczas gdy ludzie na północy umierają z głodu”. Później, rozmawiając z nim na żywo, wykrzykuje swój ból, mówiąc o ludziach na północy, którzy umierają z głodu na ulicach, zmuszeni żywić się korzonkami, korą i ciałami własnych dzieci, i pyta, co południowokoreański agent, od małego pijący kolę i jedzący hamburgery, może o tym wiedzieć.

I choćby z tego względu warto zobaczyć ten film zobaczyć. Abstrahując bowiem od jego proweniencji gatunkowej (która nie do każdego trafi), zapowiada on późniejsze południowokoreańskie produkcje – w tym również rozrywkowe – zawierające bardziej zniuansowany obraz ludzi z północy relacji między Koreą Północną i Koreą Południową.

Wpis pojawił się na fanpejdżu 20 listopada 2020 roku.

Dodaj komentarz